Plakat wydarzenia "Wulgarne impro o ru*haniu"
Facebook

Ahmed Goldstein kontra polscy stand-uperzy - dokąd sięgają granice żartu?

Komicy z Trójmiasta zapowiedzieli niedawno wydarzenie o enigmatycznej nazwie "Wulgarne impro o r*chaniu". W sieci zawrzało, głównie przez niefortunnie dobrany opis imprezy. O sytuacji wypowiedzieli się między innymi Ahmed Goldstein i ASZdziennik, prowokując dyskusję na temat tego, dokąd mogą sięgać granice żartu.
Reklama

Wulgarne impro o r*chaniu

Grupa złożona z komików i improwizatorów z Gdańska jakiś czas temu ogłosiła plany dotyczące wydarzenia o nazwie, którą zobaczyć możecie w nagłówku. Wśród występujących znaleźli się między innymi stand-uperzy: Filip Puzyr, Piotr Splin, Mateusz Kiedrowski Kuba Dąbrowski i Adrian Szostek, a także Pan Li, który kojarzony jest przede wszystkim z występów w roli nieco podpitego Iżuljonisty na przeglądach kabaretowych i innych imprezach tego rodzaju.

Opis tego wydarzenia brzmiał następująco:

Sześciu przezabawnych typów zabierze was w świat pełen magii i przygód, wątków miłosnych i szpiegowskich intryg. Motywem przewodnim będą obślizgłe ku*asy, ruc*anie w du*ę okraszone subtelnym żartem z gwał*u i homo*eksualizmu. Wieczór przeznaczony dla osób o afroamerykańskim-członko wielkim dystansie do rzeczywistości i tematów tabu. Przyjdź i pozwól sponiewierać swoją psychikę.

Jak można się było spodziewać, opis nie spodobał się wielu osobom, w tym między innymi autorowi fanpejdża Minimalistyczna Satyra Ahmeda Goldsteina. Opublikował on post, w którym wstawił zrzut ekranu z opisem wydarzenia. Napisał w nim:

Kochani, może macie chwilkę, żeby zadzwonić do tego pubu i powiedzieć co myślicie o takich hehe żarcikach? Spytajcie czy to jest jakaś oficjalna polityka lokalu, że przemoc seksualna, homofobia i rasizm to jest coś zabawnego i fajnego.

Podał również numer telefonu do Pubu 107, w którym odbyło się "Wulgarne impro...".

Pokłosie interwencji Ahmeda Goldsteina

Reklama

Z uwagi na fakt, że poczynania Ahmeda Goldsteina obserwuje ponad pięćdziesiąt tysięcy osób, jego post nie przeszedł bez echa. Nie mamy informacji dotyczących telefonów do lokalu, w którym to ekscentryczne wydarzenie improwizatorskie miało miejsce, natomiast niedługo po publikacji posta organizatorzy zdecydowali się na zmianę opisu.

Poprzedni opis wydarzenia powstał, aby podkreślić karykaturalny charakter występu, nie zaś określać jego rzekomą zawartość. Jest to wieczór improwizacji, a wszystkie scenki powstaną spontanicznie w oparciu o sugestie publiczności. Jednocześnie zgadzamy się, że opis ten był nieprzemyślany i nigdy nie powinniśmy go zamieszczać w takiej formie. Pozdrawiamy Ekipa wulgarnego impro.

Choć wydarzenie się odbyło, to internetowa nagonka okazała się całkiem pokaźna. Tematem zajął się między innymi ASZdziennik, publikując artykuł pod ironicznym tytułem "Stand-uperzy zapraszają na żarty z gwałtu i homoseksualizmu, bo to śmieszne". Nagłówek poruszył bardzo istotny problem, z którym od wielu lat zmagają się fani oraz przeciwnicy komedii, jak również osoby, które zajmują się tą formą rozrywki zawodowo.

Debata społeczna na temat tego, gdzie kończy się granica żartu, trwa w najlepsze, a ludzie wciąż spierają się, czy można się śmiać z Holokaustu, wojen oraz naszych mam. Polscy stand-uperzy swoim występem w Gdańsku postanowili przypomnieć, że są jeszcze żarty z gwałtów, homoseksualizmu, masturbacji i stulejki. Edgy!

Czy liczy się kontekst?

Reklama

Internetowa nagonka spotkała się z jasnym sprzeciwem ze strony kilku polskich stand-uperów. Jednym z najważniejszych w kontekście dyskusji komentarzem jest ten autorstwa Tomasza Kwiatkowskiego - komika, który przez pewien czas pełnił rolę supportu znanego i cenionego Mateusza Sochy. Swoją wypowiedź rozpoczął w wyważony, kulturalny sposób:

Szanowny Panie Autorze, piszę do Pana czując się poniekąd wywołany do odpowiedzi Pańską próbą wywołania burzy w szklance wody i oczernienia moich kolegów po fachu, aby nakreślić Panu kontekst pewnych wydarzeń, których znać Pan nie może, bo nie siedzi Pan w środowisku komediowym, więc również i my nie mamy prawa od Pana oczekiwać, że wszystkie niuanse będą Panu znane, byłoby to w jasny sposób niesprawiedliwe, zupełnie jak Pańskie poczynania, co mam zamiar wyjaśnić.

Kwiatkowski zwrócił następnie uwagę na fakt, jak istotny jest kontekst, kiedy mówimy o imprezie nazwanej "Wulgarne impro o ru*haniu".

Weźmy najpierw na warsztat nazwę wydarzenia, jakim jest "Wulgarne impro o ruchaniu" i skąd się ta nazwa wzięła. Jestem autorem programu komediowego, który nazwałem, dobrych kilka lat temu "Wulgarny stand-up o ruchaniu". Dlaczego tak zrobiłem? Bo wszyscy dookoła, ciągle, tak samo bezwiednie jak Pan, posiłkując się tylko topką, naznaczoną blizną paczesiostwa, powtarzają tą samą głupotę: polski stand-up jest wulgarny i o ruchaniu. Tymczasem, polski stand-up to nie Pacześ, Lotek i inni, tak jak Polska to nie jest życie w Warszawie. Polska to Grudziądz, Radom, Leszno, Ostrów, Zabrze, Sosnowiec i te wszystkie g*wnomiasta, w której nie postaną Pańskie modne mokasyny. Przewrotnie więc, postanowiłem nadać taki tytuł swojej twórczości. Faktycznie żartów o seksie (nie seksistowskich) i masturbacji było tam może 4 minuty z ogólnej 27-minutowej zawartości. Chodziło, jak to zwykle w twórczości, czy to wysokiej, czy raczej niskiej, za jaką uważam swoją, o pewnego rodzaju prowokację. Program ten w pewnym momencie zdjąłem z sieci, bo uznałem, że ta prowokacja nie była udana i nie była potrzebna, ale sam fakt, że ktoś tak nazwał swoje żarty, obrosła pewnego rodzaju legendą w naszej branży. W opowieściach ten set jest dużo bardziej obleśny, niż był naprawdę, tymczasem mówiłem w nim o relacjach z rodzicami, o biedzie mojego pochodzenia, o dysfunkcyjnej rodzinie i nieudanych próbach stworzenia trwałej relacji w życiu, co było przeplatane kilkoma mocnymi, brudnymi strzałami. W żadnym razie nie zachęcającymi do jakiejkolwiek formy przemocy czy dyskryminacji. Było raczej depresyjnie.

Zwrócił również uwagę na fakt, że środowisko stand-upowe, wbrew pozorom, jest w dużej mierze lewicowe i świadome tematów społecznych.

Reklama
Bo widzi Pan, my w stand-upie jesteśmy raczej mocno lewicowi, ale nie jesteśmy odklejeni jak Pan i nie uważamy, że mamy prawo mówić komukolwiek jak ma żyć i co ma robić. Podobnie lewicowi są chłopaki z Gdańska, którzy stworzyli tę nazwę i mieli na celu bardziej obśmianie takich żartów, o których pisali w opisie, ukazać ich beznadziejność i je skrytykować, czego Pan oczywiście nie mógł wiedzieć, bo jak napisałem, nie znał Pan kontekstu. Ale ich widownia ten kontekst zna i zna tych ludzi i wie, że to co Pan robi to są zwykłe pomówienia i głupoty człowieka, ktory żyje sobie wygodnie w swojej ideologicznej bańce, nie dopuszczając do niej choćby odcienia szarości – bo i po co?

Niefortunny opis

Z komentarzy wynika, że raczej niewiele osób zgodziło się ze stanowiskiem Tomasza Kwiatkowskiego, ale w mojej opinii jest ono niezwykle istotne, bowiem wyjaśnia, że wydarzenie, o którym się dziś rozpisujemy, raczej wyśmiewa podejście osób wielbiących "humor bez tabu" niż korzysta z dorobku tego rodzaju poczucia humoru. Niemniej należy się zgodzić, że opis wydarzenia był paskudny i całkowicie zrozumiałe są niepochlebne komentarze ze strony osób, które nie znają ani Tomasza Kwiatkowskiego, ani koncepcji "Wulgarnego stand-upu" o wiadomo-czym.

Reklama
Wydawcą depesza.fm jest Digital Avenue sp. z o.o.
Google news icon
Obserwuj nas na
Google news icon
Udostępnij artykuł
Link
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama