Masakra w Birmie. Zabijano kobiety, dzieci i pracowników organizacji humanitarnej
1 lutego w Birmie doszło do puczu wojskowego. Armia odsunęła od władzy demokratycznie wybrany rząd laureatki pokojowej nagrody nobla Aung San Suu Kyi. Wszystkie protesty i strajki przeciwko wojskowej dyktaturze, które nastąpiły później były krwawo tłumione. Szacuje się, że w Birmie od lutego, wojsko i policja zamordowały ponad 1300 osób. Ponad 8000 Birmańczyków zostało skazanych na więzienie.
Kolejna odsłona tragedii w Birmie miała miejsce w piątek. Wojskowi z junty przeczesujący teren w poszukiwaniu partyzantów otworzyli ogień do ludności cywilnej. Przejeżdżający w pobliżu przedstawiciele międzynarodowej organizacji humanitarnej Save the Children znaleźli się w potrzasku. Ich samochód został zatrzymany i spalony.
Partyzanci, którzy przybyli na miejsce masakry opisywali, że ciała znalezione niedaleko Mo So były w tak strasznym stanie, że nie sposób ustalić dokładnej liczby ofiar. Wśród pomordowanych byli okoliczni mieszkańcy, którzy udzielali pomocy partyzantom. Wszystkie ofiary zginęły z rękami zawiązanymi z tyłu. Ciała spalono.
Save the Children zawiesza działalność
Dyrektor organizacji, Inger Ashing napisała w oświadczeniu, że skala brutalnej przemocy wymierzonej w ludność cywilną i w pracowników humanitarnych jest przerażająca. Ashing przypomniała, że StCh niosła pomoc milionom dzieci w całej Birmie. Kierownictwo organizacji zapowiedziało już zawieszenie działalności w kilku regionach kraju.
Associated Press podaje, że jeszcze w październiku biura organizacji w mieście Thantlang w zachodniej Birmie zostały zdewastowane podczas tłumienia przez armię antyrządowych zamieszek.
Prawowita przywódczyni birmańskiego rządu Aung San Suu Kyi, została aresztowana i skazana pod zarzutami podżegania do nienawiści i przemocy, a także nieprzestrzegania reżimu sanitarnego. Junta wtrąciła ją do więzienia na dwa lata.