Piotr Molecki/East News

Misiewicz przed sądem. Ruszy sprawa wódki byłego rzecznika MON

Sąd zajmie się sprawą Bartłomieja Misiewicza i jego wódki "Misiewiczówki". Chodzi o reklamowanie i handel alkoholem bez wymaganego zezwolenia. Były kontrowersyjny rzecznik MON ma się stawić na wokandzie na początku lutego.

Akt oskarżenia ws. Bartłomieja Misiewicza i jego wódki wpłynął do sądu już w maju. Teraz poznaliśmy termin pierwszej rozprawy. Były rzecznik MON i bliski współpracownik Antoniego Macierewicza stanie przed sądem w sprawie dotyczącej "Misiewiczówki" 3 lutego.

Akt oskarżenia

W całej sprawie chodzi o to, że Misiewicz nie miał zezwolenia na promowanie, reklamowanie i handel wódką, a robił to przez prawie 10 miesięcy.

W okresie od 31 stycznia 2020 r. do 17 września 2020 r. na ogólnodostępnym profilu na portalu twitter.com i stronie internetowej www.misiewiczówka.pl publicznie reklamował wódkę "Misiewiczówka" poprzez zamieszczenie grafiki oraz opisu, w których rozpowszechniał nazwę producenta, znaki towarowe oraz symbole graficzne, służące popularyzowaniu znaków towarowych napoju alkoholowego - czytamy w akcie oskarżenia.

Były rzecznik MON w licznych wpisach i tweetach zachwalał reklamowany alkohol. Jednak szczęśliwych nabywców "Misiewiczówki" nie jest łatwo znaleźć. Wódka, mimo zapewnień Misiewicza, nie była wcale tak łatwo dostępna.

Afery Misiewicza

ANDRZEJ IWANCZUK/REPORTER

Kontrowersyjny współpracownik Macierewicza stał się bohaterem kilku głośnych afer. Poza tym, że pełnił rolę rzecznika MON, został także powołany do rady nadzorczej Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Media ujawniły, że miał składać politykom PO korupcyjne propozycje, w zamian za zatrudnienie bliskich w spółce Skarbu Państwa. Z czasem został zatrzymany przez Centralne Biuro Antykorupcyjne w związku z prowadzonym przez prokuraturę w Tarnobrzegu śledztwem dotyczącym niegospodarności, fałszowania dokumentów i powoływania się na wpływy we wspomnianej Polskiej Grupie Zbrojeniowej. Usłyszał ostatecznie zarzuty działania na szkodę spółki i narażenia jej na stratę 1,2 mln zł. Grozi mu za to do 10 lat więzienia.

Były rzecznik resortu kierowanego obecnie przez Mariusza Błaszczaka - jednego z najbliższych współpracowników Jarosława Kaczyńskiego - trafił w związku z tym do aresztu na pięć miesięcy, skąd wyszedł na wolność dopiero po wpłaceniu 100 tys. zł poręczenia majątkowego.

Autor:
redaktor depesza.fm
Wydawcą depesza.fm jest Digital Avenue sp. z o.o.
Obserwuj nas na
Udostępnij artykuł
Facebook
Twitter
Następny artykuł