Górnicy wyszli na tory. Blokują dostawy węgla do elektrowni
Górnicy na torach
Blokada torów to skutek fiaska w rozmowach związkowców z zarządem Polskiej Grupy Górniczej. Górnicy, którzy najpierw okupowali siedzibę spółki, domagają się m.in. rekompensat dla pracowników za konieczność podejmowania szycht także w weekendy.
Hejtuje się górników, że po raz kolejny czegoś żądają. My niczego nie żądamy; my chcemy, żeby ktoś docenił naszą ciężką pracę - twierdzi szef górniczej Solidarności i przewodniczący związku w PGG Bogusław Hutek.
Dziś o trochę godności musimy zawalczyć na torach - mówi lider Związku Zawodowego Pracowników Dołowych Jerzy Demski.
48h to tylko początek?
Górnicy blokują wyjazdy transportów węgla do elektrowni lub ich załadunek. Ich protest ma trwać 48 godzin. Jednak możliwe jest przedłużenie blokady na kolejnych kilka dni, jeżeli władze PGG oraz resort Aktywów Państwowych nie siądą do górnikami do kolejnych rozmów.
Nieoficjalnie górnicy przyznają, że ich protest na terenach należących do PGG jest nielegalny. Jednak władze spółki nie zdecydowały się na wezwanie do blokad policji.
Górników aktywnie wspierają rolnicy z Agrounii. Wśród protestujących w kopalni Halemba w Rudzie Śląskiej jest m.in. Michał Kołodziejczak.
Czego domagają się protestujący?
Decyzja o blokadzie torów zapadła 29 grudnia, gdy kolejne rozmowy z PGG zakończyły się fiaskiem. Związkowcy żalili się, że ich propozycje rekompensat za pracę w weekendy nie spotkały się z żadnym odzewem, a władze spółki nawet nie chciały z nimi rozmawiać.
Górnicy chcą też wzrostu średniego wynagrodzenia brutto w PGG z obecnych 7829 do 8200 zł.
Od kilku miesięcy z powodu trwającego w całej Europie kryzysu energetycznego i niedoboru surowców energetycznych, górnicy pracują w nadgodzinach i w weekendy, co pozwala uniknąć przerw w dostawie energii i ciepła. Fundusz płac w PGG nie został jednak zwiększony o dodatkowe środki na wynagrodzenie za ponadnormatywną pracę - czytamy w komunikacie górniczych związkowców.