Kadr z filmu "Matki równoległe".
YT/GutekFilm

Ratunku! Almodovar nam zardzewiał! - "Matki równoległe" [RECENZJA]

Pedro Almodovar przez wiele lat zaskakiwał, szokował, wzruszał i podkreślał siłę kobiet. Tym razem udało mu się tylko to ostatnie. Nie oznacza to jednak, że "Matki równoległe" trzeba spisać na straty, bo w ostatecznym rozrachunku jest to bardzo poprawne dzieło.
Reklama

Silne kobiety

We wstępie wspomniałem o silnych kobietach i wydaje mi się, że od tego należy zacząć. Almodovar ma bowiem w zwyczaju, by bezbłędnie kreować żeńskie postacie, które mimo ogromnych trudności losu dają sobie radę. Tak jest i tym razem - reżyser przedstawia nam nastolatkę, która zaszła w ciążę i nie jest z tego powodu przesadnie zadowolona, oraz nieco starszą, doświadczoną i poukładaną kobietę, która również zaliczyła "wpadkę", ale mimo to bardzo chce urodzić.

Panie poznają się na sali porodowej i tak się składa, że rodzą dzieci niemal w tym samym momencie. Nastolatka, początkowo bardzo niechętna wobec koncepcji posiadania dziecka, zaczyna się doskonale odnajdować w roli matki. Szybko jednak się okazuje, że bohaterki mają ze sobą o wiele więcej wspólnego, niż tylko koleżeństwo i wzajemna pomoc po porodzie.

Reklama

Wpływa na to jedna tragedia oraz kilka bardzo almodovarowskich zawirowań fabularnych.

Ratunku! Almodovar nam zardzewiał

"Matki równoległe" są w ogóle bardzo almodovarowskie. Widać to na każdym kroku, począwszy od doboru barw otoczenia i kostiumów, skończywszy na nagłych i szokujących zwrotach akcji. Problem leży w tej drugiej kwestii, bowiem chyba nie widziałem filmu tego reżysera, który byłby tak bardzo przewidywalny; albo przynajmniej wyparłem to z pamięci. Owszem, fabuła bardzo wciąga. Owszem, obie bohaterki da się lubić (a przynajmniej do pewnego momentu). Nie mam jakichkolwiek zarzutów odnośnie gry aktorskiej. Wspomniana przewidywalność kłuje jednak nieco w oczy i serce, szczególnie kiedy jest się fanem Almodovara.

Reklama

Zwroty akcji są bardzo częste, ale większość odbiorców natychmiast będzie wiedziało, co reżyser miał na myśli i dokąd zmierza cała historia. Co gorsza, nie zabrakło również wątku, który miał prawdopodobnie uszlachetnić całą produkcję i połechtać ego Almodovara, ale w praktyce okazał się - w mojej opinii - zupełnie niepotrzebną zapchajdziurą. Gdyby usunąć z "Matek równoległych" wątek wykopalisk (tutaj puszczam oczko do osób, które już się z tą produkcją zapoznały), film z pewnością dużo by zyskał.

Trudy macierzyństwa

Kiedy jednak odciąć "Matki równoległe" od kontekstu poprzednich dokonań Almodovara oraz nieco przymknąć oko na oczywiste zwroty akcji, można docenić tę produkcję.

Reklama

Jest to przede wszystkim niezwykle emocjonująca opowieść o trudach związanych z macierzyństwem, o przyjaźni, miłości i wewnętrznych rozterkach samotnych matek. Widz bez większych problemów zżyje się z bohaterkami do tego stopnia, że pewne oczywistości nieprzesadnie go zabolą.

Doskonała kreacja głównych postaci (granych przez Penelope Cruz oraz młodą Milenę Smit), odpowiednie dawkowanie emocji oraz wzruszające w niewymuszony sposób momenty to bez wątpienia znaczące atuty "Matek równoległych". Z tego względu zachęcam do obejrzenia, chociaż jasno trzeba powiedzieć, że nie jest to najlepszy film w dorobku hiszpańskiego reżysera.

Reklama
Wydawcą depesza.fm jest Digital Avenue sp. z o.o.
Google news icon
Obserwuj nas na
Google news icon
Udostępnij artykuł
Link
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama