Fałszywe certyfikaty covidowe pozostają w systemie
Podrabianie zaświadczeń o szczepieniach przeciwko koronawirusowi staje się coraz większym problemem. Proceder kwitnie. Tymczasem nie wiadomo, czy ktokolwiek kontroluje pojawianie się fałszywych wpisów w rejestrach szczepień.
Ministerstwo nabiera wody w usta
Prokuratura przekazała Centrum e-Zdrowie dane osób, które kupiły certyfikaty szczepień. Jednak Centrum, a także Ministerstwo Zdrowia, nie chcą podać danych o skali tego zjawiska. Nie podają także informacji, czy sfałszowane certyfikaty w ogóle są odbierane w takich przypadkach i czy którakolwiek z osób, które zapłaciły za fikcyjne szczepienie, straciła już dostęp do zaświadczenia w swoim Internetowym Koncie Pacjenta (IKP).
Tymczasem kolejne przypadki prowokacji dziennikarskich pokazują, że zdobycie "lewego papieru" o zaszczepieniu przeciwko COVID-19 jest stosunkowo proste. Co więcej, wystawiony certyfikat o odbytej iniekcji nie znika z IKP. Nieoficjalnie, urzędnicy resortu zdrowia przyznają, że usunięcie kogoś z rejestru i odebranie mu certyfikatu nie jest proste. Możliwe jest w zasadzie tylko przy złapaniu na gorącym uczynku.
Tak naprawdę, dopóki ktoś nie zostanie złapany na gorącym uczynku, to niewiele jesteśmy w stanie zrobić. A przecież nie postawimy policjanta w każdym punkcie szczepień - mówi jeden z urzędników na łamach DGP.
W ministerstwie funkcjonuje nieformalna "czarna lista" sfałszowanych certyfikatów, ale ze względu na toczące się śledztwa, resort nie chce o niej mówić, a tym samym wyciągać z niej konsekwencje wobec oszustów.
Codzienny raport dotyczący koronawirusa w Polsce znajdziecie tutaj.