Donald Tusk
Piotr Molecki/East News

Tusk zalicza wpadkę w TVN. Ale czy to naprawdę wpadka?

Obraz zniknął, głos pozostał. Donald Tusk myślał, że mówi w kuluarach studia TVN, a usłyszeli go wszyscy. I zapanowało oburzenie, bo szef Platformy Obywatelskiej stwierdził, że myśl o powrocie do Sejmu i ponownym kandydowaniu wydaje mu się "upiorna". Larum grają, Mateusz Morawiecki za szablę chwyta. Oto obrażono godność polskiego parlamentarzysty. Czyżby?
Reklama

"Wpadka" Tuska w TVN

Między Donaldem Tuskiem a prowadzącą program TVN-u "Jeden na jeden" Agatą Adamek wywiązał się następujący dialog:

-"Demotywuje mnie świadomość, że będę musiał kandydować" -"Że co?" -"Że będę musiał kandydować" -"Będzie musiał pan kandydować" -"To jest tak upiorna myśl, że ja będę tam z powrotem siedział... na tej Wiejskiej"

Trwały właśnie ostatnie przygotowania techniczne do wejścia na wizję. Fonia jednak pozostała. Rozmowę nagrała jedna z czytelniczek Onetu i pospieszyła z przesyłką do portalu. Media rozpaliły się do czerwoności i ogłosiły - Tusk zaliczył wpadkę!

I oczywiście, gdyby były premier powiedział coś wybitnie odrażającego, głupiego albo odrażająco głupiego należałoby to napiętnować z całą stanowczością i przypominać Tuskowi o "wpadce" przy każdej możliwej okazji. Czy jednak stwierdzenie szefa PO, że "siedzenie w Sejmie" wydaje się być upiorne, jest naprawdę aż tak oburzające?

Reklama

W starożytnej Grecji, gdy politykę traktowano naprawdę poważnie - przyjmowanie urzędów publicznych nie było nagrodą za dobrze przeprowadzoną kampanię wyborczą, zgromadzenie odpowiednich funduszy na nią i wystarczająco silnego wsparcia lobbystów. Było żmudnym obowiązkiem i wymagało od mianowanego poświęcenia się bez reszty i tak, tak "upiornego siedzenia" w punkcie, z którego administrowano. Tusk nie mówi, że gardzi Sejmem, nie mówi, że brzydzi się parlamentaryzmem. Mówi, że obowiązek kandydowania i brania na siebie dużej odpowiedzialności politycznej, jest dla niego ciężarem. To wszystko.

Mateusz Morawiecki
Wojciech Olkusnik/East News

Morawiecki komentuje

Naturalnie, premier Mateusz Morawiecki tylko czekał na moment, w którym media powiążą "Tusk" ze słowem "wpadka" i zareagował znacznie szybciej niż na doniesienia o zanieczyszczeniu Odry - błyskawicznie.

Reklama

Cóż mógł powiedzieć Morawiecki? No oczywiście wszystko to, co podsunął mu polityczny instynkt.

Pan Donald Tusk z taką pogardą, ze wstrętem odniósł się do pracy dla Polaków. Do pracy parlamentarzysty, do pracy w Sejmie. Myślę, że tym samym pokazał swoje prawdziwe oblicze. Pokazał co myśli o Polakach, co myśli o ciężkiej pracy dla Polaków - komentuje premier

I błyskotliwie dorzuca, że Tusk jest "tak skażony prawdomównością, jak Odra chemikaliami - czyli w ogóle". Dość zawiłe i trochę niefortunne zestawienie cnoty "prawdomówności" ze słowem "skażenie", ale oddajmy Morawieckiemu, że robił co mógł. Niewątpliwie słowa Donalda Tuska mogą być i z pewnością będą wykorzystane przy każdej nadarzającej się okazji. Obóz rządzący takich rzeczy nie zapomina.

Reklama
Autor - Jan Matoga
Autor:
|
redaktor depesza.fm
j.matoga@styl.fm
Wydawcą depesza.fm jest Digital Avenue sp. z o.o.
Google news icon
Obserwuj nas na
Google news icon
Udostępnij artykuł
Link
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama