Dziwne słowa Kaczyńskiego w Mielcu: "tak karzemy ludzi, że jeden nie żyje"
Dziwne słowa Kaczyńskiego
Prezes Prawa i Sprawiedliwości wznowił swoją podróż po Polsce, ale wiele wskazuje na to, że jeszcze kilka dni urlopu dobrze by zrobiły Jarosławowi Kaczyńskiemu. Trzeba jednak przyznać, że prezes uderza w bardzo proste i chwytliwe tony w czasie swoich przemówień. Wykorzystuje często cytowany przez ludzi frazes o tym, że "wszyscy politycy to złodzieje" i przerabia go w taki sposób, by postawić swoją partię w korzystnym świetle.
Nie jesteśmy idealni, różne rzeczy się zdarzają. Nie ma na świecie ludzi idealnych, nie ma ludzi bezgrzesznych, poza Chrystusem i Maryją. I nam się różne rzeczy zdarzają, ale my na to reagujemy. Tu wchodząc słyszałem: "złodzieje, złodzieje". Kto pozwolił na okradanie Polski na dziesiątki, setki miliardów złotych? Tamci. Kto dokonywał różnego rodzaju mniejszych afer? Ta VAT-owska była największa, paliwowa druga, ale też takie jak Amber Gold. Kto to zrobił? My, czy oni? - pytał Kaczyński na spotkaniu z wyborcami
Ale po chwili dodał zdanie, które wprawiło w osłupienie całą opinię publiczną w kraju. Tłumacząc, że i w PiSie zdarzają się czarne owce, Kaczyński powiedział, że jego ugrupowanie tym różni się od innych, że karze za popełnione winy. I dorzucił: "Karzemy tak ostro, że nawet w jednym wypadku to kosztowało tego człowieka życie. Nie będę tutaj wymieniał nazwiska, ale tak było".
O co chodziło prezesowi?
Brutalny wydźwięk tego oświadczenia - "karzemy tak, że można to przypłacić śmiercią" - jest dość wstrząsający i przypomina raczej metody nie ugrupowania politycznego działającego w ramach systemu demokratycznego, a mafijny sposób załatwiania porachunków. O kogo konkretnie chodziło Jarosławowi Kaczyńskiemu? Komentatorzy mogą jedynie spekulować.
Najwyższe notowania w quizie na "o kogo chodziło prezesowi" zbiera senator Stanisław Kogut, któremu postawiono zarzuty przyjmowania łapówek, a który zmarł w październiku 2020 roku.
Politycy opozycji zwracają uwagę na jeszcze jeden aspekt wypowiedzi prezesa. Kaczyński może w ten sposób wysyłać czytelny dla partyjnych kolegów sygnał: nie zadzierajcie z partią, bo różnie może się to dla was skończyć.