Tragiczny pożar w escape roomie. Ruszył proces
Oskarżeni na sali rozpraw
Wszyscy oskarżeni, którzy odpowiadają z wolnej stopy, pojawili się w Sądzie Okręgowym w Koszalinie na pierwszej rozprawie. Dla własnego bezpieczeństwa, by nie spotkać się z rodzinami zmarłych 15-latek, na salę rozpraw zostali wprowadzeni bocznym wejściem. Towarzyszyła im ochrona policji i antyterrorystów.
Oskarżeni to:
- Miłosz S. z Poznania - organizator escape roomu
- Małgorzata W. – babcia Miłosza S., która rejestrowała działalność
- Beata W. – matka Miłosza S., która współprowadziła działalność
- Radosław D. - pracownik escape roomu, który został zatrudniony kilka tygodni przed tragedią
Zarzuty po tragedii
Wszystkim oskarżony grozi do 8 lat więzienia. Są oskarżeni o umyślne stworzenie niebezpieczeństwa wybuchu pożaru w obiekcie i nieumyślne doprowadzenie do śmierci pięciu 15-latek.
Prowadzący escape room nie zadbali zdaniem śledczych o bezpieczeństwo w lokalu. Nie poinformowali, że stał się on obiektem użyteczności publicznej, nie zgłosili go służbom pożarniczym i nie przygotowali dróg ewakuacyjnych. Za to w budynku było nagromadzonych wiele materiałów łatwopalnych.
Co więcej, jak twierdzą śledczy, pracownik escape roomu nie gasił ognia i nie próbował pomóc uwięzionym nastolatkom po wybuchu pożaru.
Miłosz S. się nie przyznaje
Główny organizator escape roomu nie przyznał się do winy. Odczytał jednak przed sądem oświadczenie, które liczyło 31 stron i w którym tragedię nazwał m.in. "własną golgotą". Wystąpienie dwukrotnie przerywał. Jak twierdzi jego adwokat, po wyjściu z sali zemdlał i nie było z nim kontaktu.
Nie przyznaję się do popełnienia zarzucanych czynów, ale chciałbym złożyć oświadczenie. Chciałbym podkreślić, że tragedia, która się wydarzyła, jest tragedią, która w sposób oczywisty dotknęła rodziców (…), jest to też tragedia, która dotyka moją rodzinę. To miało być radością dla tych pięciu młodych dziewcząt, a stało się tragedią dla nas wszystkich. Wiele razy zastanawiałem się, jakbym miał zwrócić się do tych pozostających w żałobie, ale nie mogłem znaleźć słów, które (…) z jednej strony byłyby prośbą o wybaczenie (…) Myśl o tym, co się stało, będzie moją osobistą golgotą - powiedział, odczytując swoje oświadczenie Miłosz S.
Natomiast prawnik reprezentujący rodziny pokrzywdzonych stwierdził, że nie wierzy w zapewnienia oskarżonego.
Obraz nakreślony przez oskarżonego to chyba obraz innej sprawy. Bo jeżeli jest tak dobrze, jak wyjaśnia oskarżony, to dlaczego doszło do takiej tragedii - zauważa mecenas Krzysztof Kaszubski, pełnomocnik rodziców tragicznie zmarłych dzieci.
Pożar w escape roomie
Do dramatu doszło 4 stycznia 2019 roku w koszalińskim escape roomie "To Nie Pokój". Pięcioro dziewcząt w wieku 15 lat – koleżanki z jednej klasy (III d Gimnazjum nr 9) – które świętowały urodziny jednej z nich. W sąsiednim pokoju wybuchł pożar, którego przyczyną był ulatniający się gaz z butli piecyka ogrzewającego lokal. Pracownik esacape roomu nie otworzył dziewczynkom drzwi. One same nie mogły tego zrobić bez rozwiązania ostatniej zagadki. W pomieszczeniu liczącym 7 m kw nie było wyjścia ewakuacyjnego. Jedyne okno było okratowane i zabite deskami. Wszystkie pięć 15-latek zmarło na skutek zatrucia tlenkiem węgla.