Seria tajemniczych pożarów w Rosji. Przypadek, czy sabotaż?
Pożar w wojskowym instytucie i zakładach chemicznych
Rosja to kraj nieograniczonych możliwości i lekceważyć jej nie należy. Jak stwierdził ostatnio Ołeksij Daniłow, sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy: "To wielki kraj, dużo ludzi, ale rozumu niewiele". Dlatego wykluczenie, że równocześnie w dwóch obiektach strategicznych kraju doszło do jednoczesnego zwarcia instalacji elektrycznej i pożaru - byłoby bardzo nierozsądne.
Ogień spustoszył zakłady chemiczne "Dmitriewski" i wojskowy instytut badawczy rosyjskiego ministerstwa obrony. W tym ostatnim, rosyjscy naukowcy pracowali nad systemami rakietowymi Iskander i artylerią przeciwlotniczą S-400. O wydarzeniach nikt na świecie by się nie dowiedział, ale z pomocą ruszyli internauci, którzy zaczęli publikować w sieci zdjęcia z pożarów.
Rosjanie błyskawicznie zastosowali blokadę informacyjną, a w rosyjskich mediach państwowych pojawiły się komunikaty o "zwarciach instalacji elektrycznych, które zaprószyły ogień".
Centralny Instytut Badawczy podlegający Siłom Powietrznym i Kosmicznym Federacji Rosyjskiej spłonął niemal doszczętnie. W wyniku pożaru zginęło 6 osób, a 21 zostało rannych - tak przynajmniej twierdzą Rosjanie.
Zakłady chemiczne "Dmitriewski" to, z kolei jeden z największych rosyjskich producentów rozpuszczalników chemicznych w kraju, który również realizował pewne kontrakty dla rodzimej armii.
Pożary trudno uznać za przypadek
Nikt nie przyznał się do sabotażu i podpalenia obu obiektów. Fakt, że zakłady spłonęły tego samego dnia i że oba był istotne dla rozwoju rosyjskiego przemysłu zbrojeniowego - pozwala jednak sądzić, że możemy mieć do czynienia, z czymś więcej niż zbiegiem okoliczności.
Za kilka dni zapewne pojawią się informacje pochodzące z ukraińskich źródeł wywiadowczych, jakieś przechwycone rozmowy urzędników lub wojskowych, które pomogą nam w interpretacji tych pożarów - twierdzi cytowany przez WP pułkownik rezerwy Maciej Matysiak
Pułkownik uważa, że oczywiście nie można wykluczyć rosyjskiego bałaganu i nieprzestrzegania norm bezpieczeństwa, ale teoria o celowym podpaleniu wydaje się być jednak bardziej prawdopodobna.
Eksperci biorą pod uwagę to, że pożary mogły być aktem sabotażu wywołanego w ramach zemsty za śmierć żołnierzy rosyjskich, którzy zginęli w Ukrainie. Z drugiej strony, ukraińskie służby wywiadowcze w ciągu ostatnich lat poczyniły ogromne postępy i mogą mieć w Moskwie swoich ludzi, którzy byliby w stanie przygotować takie akcje.
Bardzo bym chciał, żeby to były akcje ukraińskich służb. Bardzo chciałbym w to wierzyć - mówi "Faktowi" były oficer Agencji Wywiadu Robert Cheda