W lesie na granicy zaginęła dziewczynka
Informację o zaginięciu dziewczynki przekazali aktywiści z Grupy Granica - oddolna inicjatywa sprzeciwiających się polityce rządu wobec migrantów na polsko-białoruskim pograniczu.
W nocy z 6 na 7 grudnia, grupa uchodźców z Iraku przekroczyła polską granicę. Zostali zatrzymani przez Straż Graniczną. Rodziców dziewczynki wywieziono do linii granicy. Dziecko, pozostało po polskiej stronie. Prawdopodobnie dlatego, że było pod opieką jednego z uchodźców, którego polscy funkcjonariusze nie zdołali złapać.
Wiadomość o dziewczynce dotarła do Grupy Granica. O jej zaginięciu poinformowano PCK i polskie służby. Interweniował również rzecznik praw obywatelskich. Podlaska Straż Graniczna podjęła poszukiwania, które do tej pory okazały się bezskuteczne.
Została tam ujawniona 6-osobowa grupa cudzoziemców, ale nie było w niej żadnego dziecka. Działania prowadziliśmy również z powietrza, z drona, z termowizją, więc widzielibyśmy, jeśli byłyby tam osoby, które się od tej grupy oddaliły - powiedziała rzeczniczka prasowa Podlaskiego Oddziału Straży Granicznej Katarzyna Zdanowicz dla Gazety Wyborczej
"Histeria medialna"
Do historii zaginionej 4-latki odniósł się rzecznik Ministra Koordynatora Służb Specjalnych Stanisław Żaryn, który opublikował na twitterze wpis następującej treści:
Kolejna nieprawdziwa historia, która bez żadnej weryfikacji stała się bazą histerii medialnej. Tym razem aktywiści nagłośnili plotkę o rzekomo zagubionym dziecku. Za dowód posłużyło... zdjęcie dziecięcego buta, które cudzoziemcy pokazali aktywistom.
Gazeta Wyborcza podaje, że uchodźcy znajdujący się po białoruskiej stronie granicy dostali od władz w Mińsku ultimatum: mają w ciągu trzech dni przedrzeć się na polską stronę albo wracać do krajów pochodzenia. To tyle, jeśli chodzi o humanitarne zapowiedzi Aleksandra Łukaszenki.