Wojna między Armenią i Azerbejdżanem. Rosja znalazła się pod ścianą
Pierwsze ofiary w nowej odsłonie konfliktu
13 września o godzinie 00.05 jednostki azerbejdżańskich sił zbrojnych otworzyły intensywny ogień w kierunku miast Goris, Sotk i Jermuk, używając ognia artyleryjskiego, wielkokalibrowego i broni strzeleckiej. Pozycje armeńskich sił zbrojnych zostały ostrzelane - napisało w komunikacie Ministerstwo Obrony Armenii
Między Armenią a Azerbejdżanem od dawna toczy się spór o tereny Górnego Karabachu. Baku postanowiło skorzystać z geopolitycznego zamieszania i słabości największego sojusznika Armenii. Rosja ma tam swoje bazy i swoich żołnierzy - mimo tego nie zareagowała, gdy pierwsze pociski spadły na terytoria Ormian.
Władze kraju poinformowały o atakach na cele cywilne i wojskowe położone przy granicy. Są również pierwsze dane o ofiarach. Obecnie mówi się, że w walkach zginęło 50 żołnierzy azerskich. Erywań przekazał, że Armenia straciła w nocy 49 wojskowych.
Obserwatorzy podkreślają, że nic nie wskazywało na nową odsłonę konfliktu. Potyczki o Górny Karabach toczyły się w 2020 roku, ale od tego czasu trwa proces pokojowy. Sytuacja w regionie wydawała się opanowana i w miarę stabilna. Azerbejdżan postanowił jednak uderzyć.
O co chodzi w tej wojnie?
Skoro Erywań twierdzi, że Azerbejdżan zaatakował pierwszy, Baku przedstawia swoją wersję wydarzeń.
Jednostki sił zbrojnych Armenii rozmieszczone w pobliżu miejscowości Wardenis, Istisu, Garakil i Goris intensywnie ostrzeliwały niektóre pozycje, schrony i punkty obronne armii Azerbejdżanu - brzmi oficjalne oświadczenie azerskiego MON
Azerbejdżan oskarża Armenię o to, że szykowała się od dawna do przeprowadzenia prowokacji na azerskim terytorium.
Spór między oboma krajami toczy się od dziesięcioleci. Chodziło do tej pory o terytorium Górnego Karabachu, ale teraz wydaje się, że celem strategii Baku jest utworzenie korytarza łączącego Azerbejdżan z Republiką Nachiczewańską, co z kolei umożliwi na połączenie z Turcją.
Wydaje się, że powstrzymać konflikt na większą skalę może jedynie (i jest to swoisty paradoks) Rosja. Armenia należy do zrzeszającej państwa byłego bloku sowieckiego Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym, który - przynajmniej w teorii - zmusza pozostałych członków do zbiorowej obrony. Ale Moskwa wysyła niespójne i bezsensowne komunikaty i jasno daje zrozumienia, że nie zamierza angażować się w ten konflikt.