Czy wiesz, co się dzieje w Mariupolu?
Wołodymyr Zełenski przemawiał w czwartek do zgromadzonych w czasie szczytu Rady Europejskiej. W pewnym momencie zwrócił się bezpośrednio do Viktora Orbana, którego Węgry nadal paktują z Kremlem i odmawiają przekazywania broni Ukrainie oraz zabraniają przewożenia broni na Ukrainę przez swoje terytorium. "Viktor. Czy ty wiesz, co się dzieje w Mariupolu?" - zapytał Zełenski.
Błagania z piekła
Mariupol - port nad Morzem Azowskim położony w obwodzie donieckim, dziesiąte najludniejsze miasto w Ukrainie. Dane sprzed wojny mówią, że zamieszkiwało je 431 tysięcy ludzi. Jakimi słowami opisać to, co się tam dzieje? Jak mówić o Mariupolu, z perspektywy kogoś, kto nie siedzi w schronie na który spadają bomby, ma co jeść i w każdej chwili może pójść do apteki po lekarstwa? Jakich zwrotów użyć do opowiedzenia o tym, że w XXI wieku w środku Europy ludzie umierają z głodu i nikt im nie pomaga? Zagłada? Holokaust? Władze miasta oblężonego od początku wojny, używają słowa "piekło".
"Nie jadłem od dwóch dni. Nie mam siły, żeby opuścić miasto na piechotę. Dobrze, że wody trochę mamy" - okropne słowa, które mieszkańcy Mariupola słyszą coraz częściej. (...) Coraz więcej zgonów z głodu. Coraz więcej ludzi pozostaje bez zapasów żywności. A wszelkie próby rozpoczęcia zakrojonej na szeroką skalę operacji humanitarnej, mającej na celu ratowanie ludności Mariupola, są blokowane przez stronę rosyjską. Bo okupantów nie interesują ludzie i ich losy. Tylko propagandowy obrazek z przymusową deportacją ludności do Rosji - przekazują przedstawiciele rady miejskiej
Każdego dnia od początku wojny, wszystkie media relacjonowały pogarszającą się sytuację w mieście. Źle było od dawna. Wołodymyr Zełenski wielokrotnie powtarzał, że sytuacja w Mariupolu grozi katastrofą. Dzisiaj doszliśmy do krawędzi. Władze miasta błagają świat o pomoc i ratunek z piekła jakie urządzili Rosjanie.
Piekło to Rosjanie
Ewakuacja ludności i funkcjonowanie korytarzy humanitarnych w czasie tej wojny to horror. Rosjanie robią wszystko, by utrudniać niesienie pomocy potrzebującym i łamią wszystkie prawa międzynarodowe. Mariupol jednak, to sprawa odrębna. Jest jasne, że okupanci postanowili uczynić z portowego miasta przykład. Chcą żeby świat obiegały wstrząsające zdjęcia dymów unoszących się nad ruinami i ciężko rannych dzieci w szpitalach. Chcą dziesiątek lub setek tysięcy ofiar. Chcą śmierci głodowej dla mieszkańców i chcą patrzeć na powolne konanie miasta, które miało witać ich kwiatami, a ośmieliło się stanąć przeciwko nim.
Dlatego wykazują w tym regionie tak szczególną determinację w powstrzymywaniu konwojów z pomocą i blokadach dróg ewakuacyjnych. I dlatego też prowadzą zakrojone na gigantyczną skalę wywózki mieszkańców w głąb Rosji. Rosjanie wyznaczyli 15 tysięcy mieszkańców miasta do przesiedlenia. Do tej pory wywieziono około 6 tysięcy ukraińskich obywateli z Mariupola.
Ukraińska wicepremier Iryna Wereszczuk przyznaje, że ze wszystkich rejonów kraju, odcinek mariupolski jest najtrudniejszy jeśli chodzi o dostarczanie pomocy i ewakuację. W czwartek informowała, że Rosjanie nie pozwolili 40 autobusom na przekroczenie posterunku w Berdiańsku i postanowili przetrzymać transporty, które mogłyby uratować życie kilku tysiącom ludzi.
Mówienie o "zbrodni wojennej" w przypadku Mariupola jest wybitnie niewłaściwe. Działania Rosjan są przemyślane, metodyczne i ukierunkowane na jeden cel: anihilacja ludności cywilnej dla potrzeb kremlowskiej polityki i wywarcia odpowiednio dużego wrażenia w negocjacjach z Zachodem. To najstraszniejszy mechanizm stalinowskiego i hitlerowskiego terroru, który na naszych oczach uruchomił Władimir Putin.