Milioner Filipiak radzi Polakom: "mniej żreć i mniej podróżować"
Pierwsza złota rada Janusza Filipiaka
Biznesmen był gościem podcastu Forum IBRiS (Fundacja Instytut Badań Rynkowych i Społecznych). Rozmawiano o zmianach klimatu i problemach związanych z emisją dwutlenku węgla. Filipiak okazuje się być znawcą tematu i szczerze zatroskanym obywatelem. Opowiedział więc o swoich przemyśleniach:
Teraz byłem na południu Francji u klienta, jechałem samochodem w upale 40 st. C. Mój pogląd na tę sprawę jest taki, że jest coraz gorzej. Widzimy to, a niewiele się robi. Ile musi być? 47 stopni, żebyśmy problem zaczęli traktować poważnie? - pyta milioner
I udziela odpowiedzi, no bo jakżeby inaczej. Przede wszystkim "odpowiednie instytucje" powinny uświadamiać mniej zarabiających ludzi, by ci spożywali mniej mięsa. Tu prezes Filipiak ma nieco racji, bo faktycznie chów zwierząt hodowlanych odpowiada za około 57 procent emisji gazów cieplarnianych w ramach sektora spożywczego. Problem w tym, że ubożsi jedzą więcej mięsa, ponieważ jest ono relatywnie tańsze niż na przykład dieta wegańska.
Ale Janusz Filipiak nie uwzględnia tego w swoim równaniu, chociaż jest znakomitym przedsiębiorcą i informatykiem. Ma natomiast jasne i klarowne rozwiązanie sytuacji związanej z nadmiernym spożyciem mięsa:
To zadanie dla instytucji, żeby ludzi uświadamiać i tłumaczyć im np., że nie mają tyle, za przeproszeniem, żreć. Jak idę do sklepu w mojej okolicy, to ludzie wynoszą takie siaty mięsa, że ja nie wiem, co z tym robią. Tu jest praca do wykonania. Ludzie naprawdę nie muszą jeść tyle, ile jedzą
Druga złota rada Janusza Filipiaka
No dobrze. A co z emisją spalin? Co z prywatnymi samolotami posiadanymi przez milionerów - w tym również Janusza Filipiaka. Ktoś czujny mógłby zadać takie pytanie i faktycznie tę kwestię poruszono. Pan biznesmen ma owszem samolot, ale ponoć mały. Mały samolot - małe zanieczyszczenie. Filipiak nie zamierza się samobiczować i uważa, że zwykli ludzie powinni ograniczyć podróżowanie:
Ja latam do pracy, jak jadę autem do Francji to generuję pewnie więcej emisji niż samolotem. Latam jak muszę. To jest poczucie odpowiedzialności, zresztą moje dwie córki wywierają na mnie presję ekologiczną. Niech pani wyjaśni ludziom, żeby nie latali na wakacje do Turcji i Grecji - mówi przedsiębiorca do prowadzącej program Agaty Kołodziej
Wyjaśnia następnie, że gdyby zrezygnował z prywatnego samolotu, musiałby przerzucić się na zwykłego Boeinga i lecieć z całą resztą ludzi, którzy "żrą mięso". Co prawda, taki Boeing faktycznie spala więcej niż "mały" samolot Filipiaka, ale - i tu znowu brak uwzględnienia podstawowych danych w rozumowaniu biznesmena - przewozi równocześnie bardzo dużą ilość osób. Janusz Filipiak z rozbrajającą szczerością stwierdza jednak, że "milionerzy nie mają z czego rezygnować". Może i to prawda, chociaż niektórzy powinni przemyśleć chociaż kwestię udzielania wywiadów.