Ciepła komedia romantyczna i nic więcej. "Wyjdź za mnie" [RECENZJA]
Klasyczny schemat
Fabuła "Wyjdź za mnie" jest wręcz karykaturalnie prosta - co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Kat Valdez (grana w bardzo przyzwoity sposób przez Jennifer Lopez) jest światową gwiazdą muzyki pop i szykuje się do ślubu z innym niezwykle popularnym artystą - niejakim Bastianem. Ceremonia ma odbyć się na oczach milionów widzów w trakcie koncertu pary. Kiedy jednak przychodzi moment na wyjście na scenę, Kat zostaje niemal powalona obuchem - otrzymuje bowiem informację, że Bastian zdradził ją ze swoją asystentką.
Show musi trwać dalej - Kat zatem wychodzi na scenę i częstuje zgromadzonych widzów dziwną, enigmatyczną przemową o trudach i fałszywości uczuć.
Decyduje się również na kontrowersyjny krok - wybiera mężczyznę z publiczności i ogłasza, że to z nim weźmie ślub, a nie z Bastianem. Tym facetem jest grany przez Owena Wilsona (bo przez kogo innego niby?) prosty nauczyciel matematyki. Obserwujemy, jak ich relacja z czysto medialnego przedstawienia powoli zmienia się w prawdziwe uczucie. I choć może wydawać się, że właśnie zdradziłem fabułę całego filmu, to na swoje usprawiedliwienie mogę dodać, że wszystkie te wydarzenia zostały przedstawione już w pierwszych zwiastunach.
Mamy do czynienia zatem z niezwykle prostą, niemal przerysowaną historią, którą wszyscy doskonale znamy. Przewidywalność jest tutaj wręcz namacalna i doskonale wiemy, jak produkcja się skończy.
Ale czy uważam to za znaczący minus? Absolutnie. Wszyscy widzowie powinni zdawać sobie sprawę, na jakiego rodzaju film wybierają się do kina. Wszyscy doskonale wiemy, z czym mamy do czynienia - i jeśli wyzbędziemy się wszelkich oczekiwań dotyczących oryginalności i zaskoczeń zawartych w "Wyjdź za mnie", możemy bawić się doskonale.
Rytmy Jennifer Lopez
Nie można pisać o "Wyjdź za mnie", nie poświęcając kilku zdań Jennifer Lopez. Widzowie z pewnością kojarzą ją nie tylko z tworzenia muzyki, ale również mniejszych lub większych ról w szeregu innych hollywoodzkich komedii romantycznych. Choć nadal trudno mówić tutaj o wybitnym aktorskim talencie, to mam wrażenie, że Lopez nieustannie rozwija się jako aktorka. W "Wyjdź za mnie" zagrała naprawdę nieźle - nie mam co do niej zastrzeżeń. Ciekawym smaczkiem jest również obecność nowych, niepublikowanych wcześniej utworów tej piosenkarki (w zasadzie piosenkarki i aktorki!).
Co do innych ról również nie powinniśmy mieć zastrzeżeń. Owen Wilson zagrał dokładnie taką samą postać, jaką w milionach innych produkcji - i sprawdził się dobrze. Interesująca jest także obecność na ekranie latynoskiego piosenkarza Malumy, który zagrał wspomnianego wcześniej Bastiana. Obsada nie zwala z nóg, ale świetnie się uzupełnia z nieco naiwnym, karykaturalnym scenariuszem.
I nie zrozumcie mnie źle - wprawdzie nie uważam, że "Wyjdź za mnie" to najlepsza komedia, jaka obecnie leci w kinach. Prawdę mówiąc, mamy do czynienia z czymś, co może śmiało lecieć w telewizji, kiedy my konsumujemy niedzielny obiad i świetnie się bawimy, zerkając na mało wymagające dzieło. Z drugiej strony jednak bardzo doceniam wiele aspektów tego filmu, które mogą być nie lada odskocznią dla osób gustujących w kinematografii innego typu. "Wyjdź za mnie" to niewyobrażalnie ciepła i serdeczna opowieść, która może nieszczególnie bawi, ale na pewno wzrusza i "robi ciepełko na sercu". Dlatego - biorąc pod uwagę wszelkie mankamenty oraz ogólną przetartą i przeterminowaną już dawno koncepcję - nie uważam, że w trakcie seansu zmarnowałem swój czas. Bawiłem się świetnie.