Europą rządzą ludzie głupi, słabi i zepsuci
Europa nie wyobrażała sobie wojny - teraz już nie musi
Od kilku tygodni obserwowaliśmy pojawiające się stale opinie, że Putin nie dokona inwazji. Mówili tak politycy, mówili tak dziennikarze publicyści. Kreślono przed nami scenariusze, według których prezydent Rosji chce poprzez agresywną postawę wobec Ukrainy wywierać naciski na Zachód. W Putinie widziano wytrawnego, cynicznego polityka, który przyjął europejską perspektywę uprawiania dyplomacji i doprowadził ją do perfekcji.
Nieliczne głosy, ledwo przebijające się przez szum medialny mówiły, że Putin to zbrodniarz, to kierujący się resentymentem psychopata, którego największym marzeniem jest patrzenie jak świat płonie. Ci, którzy tak twierdzili nie byli brani na poważnie. Ukraina, która tłumaczyła, że wojna nie jest dla niej nowym zjawiskiem, bo są z Rosją w stanie wojny od 2014 roku, nie była brana na poważnie.
Od czwartku, ku - przynajmniej mojemu - zdumieniu słyszymy z ust europejskich przywódców, że "nikt nie spodziewał się takiego obrotu spraw". Czy naprawdę czołowi politycy, mający do dyspozycji sieci wywiadowcze, sztaby eksperckie, lata doświadczenia, a wreszcie zwykły zdrowy rozsądek i biblioteki pełne książek historycznych - mogli pomylić się aż tak bardzo? Czy naprawdę, wystarczyło niecałe 80 lat od czasów najstraszniejszej wojny w historii ludzkości, by zapomniano o tym, że najmroczniejszy czas zaczyna się nie od pierwszych bomb spadających na miasta, nie od pierwszego zabitego żołnierza, a od gróźb i żądań wysuwanych tonem nie znoszącym sprzeciwu i uległości tych wobec których są kierowane?
Wy w Europie nie zauważyliście, że Rosja stała się państwem policyjnym. Putin to były agent KGB. On oszukiwanie ma we krwi, robi to zawodowo. I zawodowo oszukiwał Zachód przez cały czas - mówiła w TVN24 ukraińska pisarka Oksana Zabużko
Europa, grzejąc się w cieple swojego dostatku i w oderwaniu od poważnych konfliktów targających tym globem, zatraciła instynkt przetrwania i zdolność wyobraźni. Dlatego teraz, rzeczywistość nadchodząca ze wschodu miarowym, marszowym krokiem i w rytm rakiet spadających na Ukrainę brutalnie rozliczy nas wszystkich.
Historię trzeba napisać na nowo, albo napisze się sama
Historycznej weryfikacji musi ulec ostatnie 20 lat polityki zagranicznej Unii Europejskiej. Dziś wiemy, dziś widzimy na własne oczy, że dekady głaskania Władimira Putina, oferowania mu europejskiego kapitału i umożliwienie mu stania się monopolistą na rynku surowców energetycznych, było jedną z najgłupszych historycznie decyzji.
Brak przygotowań do dywersyfikacji źródeł dostaw gazu i ropy do Europy zakrawa nie na strategiczną pomyłkę a sabotaż.
Brak właściwego wsparcia dla kształtowania się demokratycznych struktur w Ukrainie - to błąd kolejny. Europejscy przywódcy, którzy grymas neutralnego uśmiechu opanowali do perfekcji, przez lata wykonywali pozorowane ruchy wobec naszego wschodniego sąsiada. Tak, by dawać Ukraińcom nadzieję na integrację, ale jednocześnie, broń boże nie rozsierdzić Władimira Putina. Dziś, nawet w obliczu wojny widzimy, że ten proces "bycia niezobowiązująco miłym" dalej trwa. Ukraina błaga o konkretną pomoc, a Unia skapuje kolejnymi pseudo sankcjami, z których Kreml śmiał się będzie jeszcze długo.
Zachód nigdy nie rozumiał Rosji
I nie rozumie jej nadal. W Brukseli i pozostałych stolicach, wciąż panuje to tragiczne europocentryczne przeświadczenie, że cały świat myśli tak jak one. W połowie XX wieku Francja była zafascynowana komunizmem. Jean Paul-Sartre wysyłał wówczas do Stalina pochwalne i pełne uznania listy.
Przez ostatnie lata, Europę ogarnęła gorączka fascynacji silnym i niezłomnym przywódcą Rosji. Przecież nie brakowało w Europie tych, którzy cieszyli się, że w świecie istnieje realna i rosnąca w siłę przeciwwaga dla potęgi Stanów Zjednoczonych.
Putin urósł w oczach politycznych sfer europejskich do rangi bożyszcza, które zawsze potrafi postawić na swoim, nie chodzi na kompromisy, a wszystko to czyni z brutalną szczerością i szelmowskim uśmiechem.
Europa nigdy nie rozumiała, że Rosja nie jest graczem - w terminach zachodnich nauk politycznych. Rosja nie rozumie polityki, tak jak widzi się ją w Europie - jako wyrafinowanej gry, która ma doprowadzić do osiągnięcia porozumienia opartego na kompromisie. Kreml zawsze przemawiał z pozycji siły. Gdy Władimir Putin mówi, że chce wycofania wojsk NATO z Polski, to nie chodzi mu o to, by stawiając tak absurdalne żądania wynegocjować w zamian więcej kontraktów dla rosyjskich przedsiębiorstw. Chodzi mu - literalnie - o wycofanie wojsk NATO z Polski. Gdy Ławrow mówi, że połączenie wschodnich i zachodnich Niemiec po upadku Muru Berlińskiego jest czymś, czego w Rosji do tej pory nie mogą przeboleć - to nie jest zabawna anegdotka.
To najczystsza prawda.
Słów Rosjan nie można brać w cudzysłów. Trzeba je rozumieć dosłownie. Czynów Rosjan nie można traktować, jako elementów politycznej gry. Trzeba je przyjmować takimi jakie są. Postawienie 200 tysięcy żołnierzy na granicy Ukrainy, nigdy nie oznaczało, że Putin chce z kimkolwiek o czymkolwiek negocjować. Wyprowadzenie wojsk z koszarów, oznacza w przypadku Rosji szykowanie się do wojny.
Europa się nie uczy
Wydarzenia ostatnich dwóch dni pokazują, że w Europie - niestety - nadal panuje przekonanie, że Ukraina jest daleko, wybuchy nie są słyszalne, a Władimir Putin nie jest tak groźny, jak mu się wydaje. Europa dalej tonie w bagnie partykularnych interesów, bojąc się użyć najgroźniejszych sankcji wobec Rosji, mimo błagań Zełenskiego.
Niemcy dalej konsekwentnie nie wyślą broni do Ukrainy. Włosi dalej będą liczyć, ile pizzy mogą kupić za luksusowe dobra sprzedawane w Moskwie i Petersburgu, Węgry wciąż będą żyć w przekonaniu, że Putin to ich nieco niezrównoważony, ale jednak przyjaciel.
Jaskrawo widać, jak bardzo przywódcy europejscy nie nadają się do ról liderów. Europą rządzą ludzie słabi, niekompetentni i zepsuci do szpiku kości.