Rosja chce wysłać na wojnę 50 tys. więźniów. "Niech giną"
Rosja wysyła więźniów na wojnę
Założyciel grupy Wagnera Jewgienij Prigożyn wraz ze swoimi współpracownikami objeżdżają wszystkie kolonie karne, areszty śledcze i więzienia w poszukiwaniu nowych "rekrutów". W przypadku zwerbowania żołnierze dostają pieniądze, a prowadzone przeciwko nim postępowania karne są zawieszane podobnie jak obowiązujące wyroki, które zostają objęte "amnestią".
Nie należy się jednak dawać skusić na obietnice dużych pieniędzy - twierdzi. Nie ma żadnych gwarancji, że cokolwiek zostanie wypłacone, a zginąć można nie tylko od ukraińskiej kuli, lecz również od strzału w tył głowy z rąk "wagnerowców", gdyby komuś przyszło do głowy przejście na stronę ukraińską lub próba dezercji - mówi Olga Romanowa, założycielka fundacji Ruś Siedząca.
Założycielka fundacji dodaje także, że z tyłu idą oddziały zaporowe złożone z bardziej doświadczonych bandytów. W przypadku dezercji lub ucieczki na skazańca-żołnierza czeka natychmiastowe rozstrzelanie.
Rosja chce zrekrutować co najmniej 50 tys. skazańców
Olga Romanowa zauważa jednocześnie, że w Rosji obecnie w więzieniach lub koloniach karnych przebywa 426 tys. skazańców. Co ósmy z nich jest w kręgu zainteresowań rosyjskich rekruterów.
Wypuszczeni z więzienia kryminaliści, którzy nie mają krewnych, a którzy zginą na Ukrainie, mogą nie wrócić nawet w cynkowych trumnach. Nie będą nawet uwzględnieni w statystykach, a ich ciała nie zostaną pochowane. Wiemy o ciałach, które znajdują się w strefie działań wojennych i nikt nie ma zamiaru ich stamtąd zabierać. Jak dotąd nie mamy informacji, by sprowadzono choćby jedno ciało - podkreśliła.
Wysyłanie więźniów na front chwalili dziennikarze w propagandowej rosyjskiej telewizji. Ich zdaniem, walcząc na wojnie, skazańcy mogą odkupić swoje winy za "stare grzechy". Warto jednak zauważyć, że byli więźniowie najczęściej są na pierwszej linii frontu i traktuje się ich jako mięso armatnie.