Bramkarz Komorów z naklejonym taśmą numerem.
KENZO TRIBOUILLARD/AFP/East News

Komory - słodko-gorzka historia, która pisze się na naszych oczach

Początek 2022 roku bez wątpienia rozpieścił fanów futbolu - reprezentacja Komorów okazała się największym zaskoczeniem Pucharu Narodów Afryki od wielu lat. Wyspiarze osiągnęli spektakularny sukces, dostając się do 1/8 finału. Niestety, nie każda taka opowieść kończy się happy-endem - szczególnie jeśli mowa o piłce nożnej.
Reklama

Komory - kopciuszek turnieju

Jesteśmy w trakcie podziwiania jednego z najbardziej ekscentrycznych turniejów piłkarskich na świecie - mowa o Pucharze Narodów Afryki. Wspomniałem o ekscentryczności ze względu na to, że każda edycja przynosi nam nowe wydarzenia, obok których nie sposób przejść obojętnie. Weźmy chociażby scenę z meczu Tunezji z Mali, w którym to zambijski sędzia... zakończył mecz w 85. minucie.

Tegoroczny afrykański odpowiednik naszego Euro czy amerykańskiego Copa America przyniósł również nieco inne piłkarskie doznania. Chodzi mianowicie o niemalże doskonały debiut niepozornej reprezentacji, która od samego początku skazywana była na pożarcie. Mowa tutaj o niewielkim wyspiarskim państwie - Komorach.

Reprezentacja Komorów, delikatnie rzecz ujmując, nigdy nie wyróżniała się na arenie międzynarodowej. Od lat 70., kiedy powstała, nie zagrała w ani jednym znaczącym turnieju.

Reklama

Na początku wynikało to z faktu braku przynależności do FIFA czy CAF, a później kadra osiągała zbyt słabe wyniki, aby się gdziekolwiek zakwalifikować - mowa tutaj zarówno o Mistrzostwach Świata, jak i wspomnianym Pucharze Narodów Afryki. Przynajmniej do tegorocznej edycji.

Komory pokonują faworyta

O ogromnym zaskoczeniu zaczęliśmy mówić w trakcie grupowego meczu z Ghaną. Wtedy to Komory strzeliły dwie bramki. Nie zdołały wprawdzie dociągnąć tego wyniku do końca - Ghańczycy zreflektowali się i zdołali wywalczyć remis, ale wtedy cały świat futbolu na sekundę się zatrzymał. Piłkarze Komorów bowiem raz jeszcze umieścili piłkę w siatce przeciwników.

Tym samym doszło do rzeczy niebywałej - debiutant na tym turnieju wyeliminował jednego z faworytów. Zarówno komentatorzy, jak i kibice typowali, że Ghana bez większych problemów wyjdzie z grupy i dotrze wysoko. Tak się jednak nie stało. Ghańczycy ulegli kopciuszkowi, a o reprezentacji Komorów zaczęło być głośno na całym świecie.

Reklama

Po tym zwycięstwie nie byli wprawdzie pewni awansu do 1/8 finału, ale szczęśliwie okazało się, że zadziałała w tym przypadku zasada promocji z trzeciego miejsca.

Absurdalny mecz z Kamerunem

Świeżo upieczeni sympatycy Komorów z całego świata trzymali kciuki za mecz w ramach 1/8 finału Pucharu Narodów Afryki. Komory miały zmierzyć się z Kamerunem, a więc przeciwnikiem równie mocnym, co Ghana. Początkowo nastawienie w obozie wyspiarzy było niezwykle pozytywne, ale niedługo przed spotkaniem doszły do nas informacje dla piłkarzy niemal tragiczne.

Pierwszym ciosem dla Komorów okazał się fakt, że w meczu z Kamerunem - prawdopodobnie jednym z najważniejszych spotkań w historii tej reprezentacji - nie może wziąć udziału... aż 12 piłkarzy. Wszystko ze względu na koronawirusa, który na dobre rozszalał się w drużynie. Kolejna sprawa była równie dołująca - zakażeni zostali wszyscy bramkarze. Oznaczało to, że reprezentacja Komorów musiała ustawić na bramkę zawodnika grającego nominalnie w środku pola. Szanse tej kadry spadły do absolutnego minimum, a początkowe pokrzepienie gdzieś się ulotniło.

Reklama

Mimo to Komory nie zrezygnowały z udziału w tym istotnym spotkaniu. Na bramce stanął nominalny obrońca, który, nawiasem mówiąc, ze względu na ogromne problemy logistyczno-organizacyjne musiał nakleić sobie na plecach numer... taśmą izolacyjną. Komory dzielnie się broniły od pierwszych minut meczu, ale już w siódmej minucie czerwoną kartkę za brutalny faul obejrzał kapitan tej reprezentacji.

Piłkarz Komorów z naklejonym taśmą numerem.
KENZO TRIBOUILLARD/AFP/East News

Choć wszyscy przewidywali brutalną egzekucję, to Kamerun strzelił swoją pierwszą bramkę dopiero w 30. minucie, zaś drugą - w okolicach 70. Taki wynik nie został jednak "dowieziony" do końca, bowiem Komory zdobyły bramkę kontaktową, która wprawdzie niewiele dała, ale została okrzyknięta jedną z najładniejszym bramek tegorocznej edycji Pucharu Narodów Afryki. Jak się zatem okazało, spotkanie nie skończyło się fatalnie pomimo znaczących osłabień w składzie, na bramce i na boisku.

Reklama

Gorzki akcent na koniec

Występ Komorów w Pucharze Narodów Afryki bez wątpienia na stałe zapisze się w kartach historii tego turnieju. Niewielkie, średnio prosperujące, biedne państwo złożyło reprezentację, która była w stanie przeciwstawić się najlepszym afrykańskim piłkarzom. Niestety zapamiętane na długo zostaną również wydarzenia spod stadionu, na którym odbył się mecz z Kamerunem.

Torebka leżąca na ziemi pod stadionem.
KENZO TRIBOUILLARD/AFP/East News

Na stadion próbowali wedrzeć się kibice - ze względu na obostrzenia pandemiczne część z nich nie mogła uczestniczyć w spotkaniu z pozycji trybun. Sytuacja bardzo szybko wymknęła się spod kontroli, a wiele osób zostało stratowanych. Wedle pierwszych informacji pod stadionem zginęło co najmniej 6 osób, a mnóstwo innych zostało poważnie rannych.

Takie to piękno i brzydota futbolu.

Reklama
Wydawcą depesza.fm jest Digital Avenue sp. z o.o.
Google news icon
Obserwuj nas na
Google news icon
Udostępnij artykuł
Link
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama