Nie dopuśćmy do kanonizacji Roberta Lewandowskiego [FELIETON]
“Robert Lewandowski kończy współpracę z Huawei” - głoszą liczne nagłówki. Przeglądanie artykułów na temat wielkości największego z największych polskich piłkarzy jest doświadczeniem tyleż komicznym, co przykrym. W tym przypadku mamy do czynienia z wychwalaniem jego decyzji dotyczącej zbojkotowania chińskiego giganta technologicznego.
Lewandowski był ambasadorem Huawei od 2020 roku, choć w kampaniach reklamowych tej firmy brał udział już wcześniej. Na wielu plakatach widzimy ucieszoną twarz napastnika Bayernu w towarzystwie coraz to bardziej nowoczesnych telefonów. Lewandowski atakuje nas również na ekranach telewizorów oraz kin. Nie można zaprzeczyć, że chińscy marketingowcy znaleźli kurę znoszącą złote jaja - od dłuższego czasu sprzęt tej marki utożsamiany jest ze skrajnie wypielęgnowaną, nienaganną i poczciwą twarzą wielkiego Polaka.
Bojkot Huawei
Dlaczego Lewy postanowił zakończyć współpracę? Chodzi o doniesienia zapoczątkowane przez “Daily Mail” na temat tego, że Huawei miał pomagać Federacji Rosyjskiej w ustabilizowaniu systemów i stron po ostatnich atakach cybernetycznych, między innymi ze strony kolektywu Anonymous.
Według dziennikarzy w inicjatywie brało udział około 50 tysięcy pracowników firmy w licznych rosyjskich biurach. Huawei oczywiście zaprzecza wszelkim zarzutom - i ubolewa, że pan Robert zdecydował się na zerwanie kontraktu.
Oczywiście uważam, że decyzja Lewandowskiego dotycząca bojkotu była słuszna - tak samo, jak słuszna była w ostatnim czasie każda forma protestu przeciwko poczynaniom żądnego krwi Władimira Putina. Polskie media mają jednak to do siebie, że czasami za bardzo rozpływają się nad decyzjami swoich ulubieńców. Na temat Lewego przeczytać można liczne peany i dowiedzieć się, że rozmiar jego jąder niemal dorównuje wielkością narządów Zełenskiego. Przecież stracił przez to 5 milionów euro! Wielki Polak! Cóż za poświęcenie!
Antoine Griezmann w akcji
Nie chcę tu tłumaczyć, jak bardzo absurdalne jest przydzielanie łatki męczennika osobom, które dzięki swojemu skrajnemu uprzywilejowaniu mogą sobie pozwolić na taką “stratę”. To jest jasne. Uwiera mnie jednak inna kwestia - chodzi o to, że Huawei ma na koncie liczne grzechy. W 2020 roku - a więc wtedy, gdy Lewandowski stał się europejskim ambasadorem marki - “Washington Post” opublikował artykuł na temat tego, że chiński gigant ma na swoich rękach krew Ujgurów. Chińskie władze miały używać jego systemu rozpoznawania twarzy do niecnych występków wobec tych Bogu ducha winnych ludzi, przyczyniając się do wprowadzenia w życie Holocaustu 2.0.
Kiedy świat obiegły te informacje, francuski piłkarz Antoine Griezmann zrezygnował ze współpracy z Huawei - w przeciwieństwie do Roberta Lewandowskiego, który miał w poważaniu wszelkie te zarzuty. Przymknął na nie oko - zupełnie jak Jan Paweł II w wiadomej kwestii. Wszyscy wiemy, że światem rządzą pieniądze i ludzie dla hajsu zrobią wiele niekoniecznie moralnych rzeczy. Kiedy jednak zdajemy sobie sprawę, że takie występki miały miejsce, nie można później pisać peanów na ich temat.
Lewy a Jan Paweł II
Doskonale zdaję sobie sprawę, że pokusiłem się na wiele truizmów, wytykając Robertowi Lewandowskiemu, delikatnie rzecz ujmując, hipokryzję i niekonsekwencję. Jestem jednak zdania, że każda okazja jest dobra, aby nieco obedrzeć szaty naszych współczesnych bożków. Współczesnemu futbolowi brakuje moralności, do czego już wielokrotnie byliśmy przyzwyczajani.
Problem polega na tym, że żadna z osób piszących zawodowo o sporcie nie zwraca uwagi na te zachowania, pozwalając błyszczeć gwiazdom, które nigdy nie powinny zabłysnąć poza boiskiem. Branżowe portale i gazety rozczarowują, dając się ponieść wspaniałej narracji o wspaniałych wyczynach wspaniałych piłkarzy i umieszczając Roberta Lewandowskiego na piedestale glorii i chwały.
Przerabialiśmy to już z Janem Pawłem II - wszyscy wiemy, do czego doprowadził jego kult w naszym kraju. Nie pozwólmy na to, żeby Robert Lewandowski - który również ma na rękach mnóstwo krwi - poszedł w ślady Karola Wojtyły. Pierwszym krokiem jest zaprzestanie robienia z niego bohatera narodowego. Jest znakomitym piłkarzem, pewnie najlepszym w tej części Europy, ale jest również obrzydliwym człowiekiem, który patrzy w pierwszej kolejności na wizerunek, a dopiero potem na to, co dzieje się poza jego uprzywilejowaną bańką.