Norweskie kino rządzi! "Najgorszy człowiek na świecie [RECENZJA]
Wyważone kino
"Najgorszy człowiek na świecie" to produkcja, nad którą od czasu najwcześniejszych przedpremier krytycy się wręcz rozpływali. Trochę trudno było mi w te recenzje uwierzyć, biorąc pod uwagę raczej sztampowy zwiastun i to cholerne oznakowanie - "komedia romantyczna". Jak komedia romantyczna wyprodukowana w ostatnich latach może aż tak zachwycać? Cóż... może!
Film opowiada historię Julii, która jest wkraczającą w "dorosłe życie" kobietą. W dynamicznym wstępie zapoznajemy się z jej nieustannie zmieniającymi się planami na przyszłość oraz kompulsywnym charakterem.
Po zakończeniu niesatysfakcjonującego związku Julie wiąże się z dużo od niej starszym rysownikiem komiksów. Bardzo szybko okazuje się jednak, że kobieta jeszcze nie do końca wie, czego chce od życia. Przez dwie godziny seansu podążamy za jej decyzjami i rozważaniami, jesteśmy również świadkami tego, jak Julie walczy o swoje pragnienia, ambicje i potrzeby.
"Najgorszy człowiek na świecie" jest bez wątpienia filmem niezwykle wyważonym. I to pod każdym względem. Widz ma wrażenie, że wszystko, co dzieje się na ekranie, jest naturalne - trzeba pochwalić twórców za tworzenie interesujących, acz realistycznych postaci, a także umieszczanie ich w sytuacjach, które mogą być bliskie dla wielu z nas.
Manifest pokolenia
Joachim Trier zapewnia widzom szereg niezwykłych doznań. "Najgorszy człowiek na świecie" to film, który nigdzie się nie spieszy, a mimo tego porusza wiele istotnych kwestii. Możemy wraz z reżyserem przedyskutować kwestię cenzury w kulturze, możemy również doświadczyć subtelnej walki o kobiecą emancypację w patriarchalnym świecie. Na ekranie widzimy ponadto mnóstwo sytuacji i problemów, które nieobce są wchodzącym w życie młodym dorosłym - osobom pomiędzy 20 a 30 rokiem życia. Można zatem uznać, że "Najgorszy człowiek na świecie" to swoisty manifest pokolenia.
Warto odnotować, że Joachim Trier zrezygnował z jakiegokolwiek patosu czy wzniosłych, absurdalnie błyskotliwych stwierdzeń. Nie sili się pod żadnym względem na moralizatorski ton. Czyny Julii czy innych bohaterów nie są jakkolwiek krytykowane i Trier pozostawia widzowi wolną rękę w interpretacji czy ocenianiu poszczególnych decyzji. Jednocześnie zaznacza, że życie nie jest zero-jedynkowe, a każdy z nas ma prawo do zmiany decyzji, wahania się czy poszukiwania szczęścia na swój własny sposób. Mamy do czynienia z filmem niezwykle subtelnym i do bólu szczerym, a przede wszystkim - bardzo mądrym. I przy okazji zabawnym - elementy komediowe są zaskakująco zgrabne, naturalne i bezpretensjonalne.
Seans był dla mnie niezwykle ciepłym i budującym doświadczeniem. Mogę śmiało powiedzieć, że mamy do czynienia z dotychczas najlepszą produkcją Joachima Triera. Zachęcam do śledzenia dalszych poczynań reżysera - wydaje mi się, że dzięki sukcesowi "Najgorszego człowieka na świecie" Norweg złapie w swoje żagle jeszcze więcej wiatru i w ciągu kilku lat zachwyci nas czymś równie dojrzałym, błyskotliwym i wspaniale skonstruowanym.