Rosyjskie manewry: między farsą a grozą
Rzecznik prasowy ministra koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn poinformował, że rebelianci z Donbasu oskarżyli Polskę o przygotowania do prowokacji na terenie samozwańczych republik.
W Donbasie mieli pojawić się polscy najemnicy, którzy wraz ze szkolonymi przez Brytyjczyków ukraińskimi nacjonalistami mają przeprowadzić akcje sabotażowe i terrorystyczne. Brzmi to oczywiście, jak streszczenie niskobudżetowego filmu wojennego, ale taka właśnie jest propaganda Rosji. W Moskwie wiedzą, że czego by nie powiedzieli, nikt im nie uwierzy, więc nie silą się na wyszukane intrygi, tylko rzucają pierwszą z brzegu bajeczkę i czekają na reakcje Zachodu.
Jak napisał na Twitterze Żaryn, przedstawiciele rebeliantów oskarżają Polskę o eskalację napięć na Wschodzie i popychanie Ukrainy do "dokonania ludobójstwa na terenach Donbasu".
Żaryn jednoznacznie interpretuje te sensacje:
W przypadku podjęcia decyzji o ataku, Rosja będzie szukać pretekstu, by prezentować się jako obrońca zagrożonych mieszkańców wschodniej Ukrainy - napisał rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych
Rosja i Białoruś znowu ćwiczą
Do 20 lutego trwać będą wspólne manewry wojsk rosyjskich i białoruskich pod hasłem "Związkowa Stanowczość 2022". Od połowy stycznia żołnierze i sprzęt są przerzucani z Rosji na Białoruś. Ćwiczenia zakładają wykorzystanie całego wachlarza sprzętu i oddziałów wojskowych. Na Białoruś dostarczono systemy rakietowe, szturmowce, myśliwce, artylerię i rakiety Iskander.
NATO uważnie obserwuje ruchy wojsk na Białorusi, ale odmawia wydania jednoznacznej opinii na temat tego, czy są to faktyczne przygotowania do uderzenia na Ukrainę. Biały Dom podkreśla jednak, że przeprowadzenie teraz manewrów to wyraźne powiedzenie światu, że Rosji nie zależy na zmniejszeniu napięcia w regionie.
Nie zamierzam niczego przewidywać (...), ale postrzegamy te ćwiczenia z pewnością jako działania eskalacyjne, nie deeskalacyjne. Tym bardziej, że dzieją się również tuż przy granicy. To jest więc bardzo niepokojące, ale nie przesądzałabym, co to znaczy, jeśli chodzi o inwazję - oświadczyła rzecznik Białego Domu Jen Psaki