Trudne macierzyństwo na ekranie. "Córka" [RECENZJA]
Wakacje nad morzem
Film rozpoczyna się w najbardziej sielski ze wszelkich możliwych sposób - grana przez Olivię Colman Leda, kobieta dobiegająca pięćdziesiątki, wybiera się na samotne wakacje do Grecji. Melduje się w ośrodku, rozpakowuje się, a następnego dnia idzie na plażę. Musi nieco odpocząć od trudów codziennego życia, w szczególności od angażującej i męczącej pracy. Na początku niewiele o niej wiemy, ale im dalej w las, tym więcej Leda odkrywa przed nami kart na temat swojej trudnej przeszłości.
Pewnego rodzaju bodźcem do rozważań Ledy jest poznanie pewnej ekscentrycznej, głośnej i nieco podejrzanej rodziny, która przyjechała na wakacje z małą córeczką. Leda stopniowo poznaje jej rodziców, a sama dziewczynka zaczyna ją niezdrowo interesować - do tego stopnia, że postanawia... ukraść jej lalkę. Od tego momentu widzowie doświadczają licznych retrospekcji układających się w dojrzałą opowieść o trudnym macierzyństwie.
Wspomnienia Ledy zdają się tkwić w niej bardzo mocno, a ona sama jest bohaterką niezwykle smutną i wycofaną. Demony przeszłości atakują ją z każdej strony i bardzo trudno jest jej sobie z nimi poradzić. Ta walka została przedstawiona na ekranie w bardzo oszczędny i stonowany sposób - nie doświadczymy przesadnego patosu, a cała opowieść jest niebywale subtelna.
Trudy macierzyństwa
W ostatnim czasie tematyka macierzyństwa jest bardzo często poruszana przez mniej lub bardziej znanych reżyserów - weźmy chociażby bardzo przyzwoite "Matki równoległe" Pedro Almodovara czy enigmatyczne "Titane".
"Córka" dołącza do tego grona, plasując się w moim osobistym rankingu filmów o macierzyństwie na ścisłym podium. Podejmuje ten temat w niezwykle dojrzały sposób, co jeszcze będę zapewne kilkukrotnie zaznaczał - niewiele powstało produkcji, które tak nieszablonowo i niezerojedynkowo brałaby na warsztat trudną relację matki ze swoimi dziećmi.
Na szczególną uwagę zasługuje to, że żaden wybór, żadna decyzja i żadna sytuacja z przeszłości głównej bohaterki nie jest jakkolwiek oceniana. Widzowie mogą mieć mieszane uczucia wobec wielu jej czynów, ale w wielu sytuacjach trudno powstrzymać się od empatyzowania z nią.
Olivia Colman wykreowała niezwykle intrygującą postać, której pragnienia, cele i czyny od samego początku do końca nie są jasne, pozostawiając przy tym szerokie pole do rozważań i refleksji.
Genialna Colman
Olivia Colman jest obecnie jedną z najbardziej utalentowanych aktorek swojego pokolenia - udowodniła to w filmie "Faworyta" czy też wcielając się w królową Elżbietę w "The Crown". Tym razem znowu dała nam pokaz swoich możliwości - grana przez nią Leda wydaje się autentyczna do szpiku kości, a widz niebywale wczuwa się w całą historię. Mogę polecić "Córkę" każdemu, kto potrzebuje dojrzałego i przemyślanego kina, które nie powie jednoznacznie, że macierzyństwo jest łatwe i wspaniałe. Bo nie jest - i debiut reżyserski Maggie Gyllenhaal daje nam to do zrozumienia na każdym kroku.
Wspomnę jeszcze, że jest to w mojej opinii jeden z najlepszych w historii debiutów reżyserskich osoby, która wcześniej zajmowała się aktorstwem - a z taką sytuacją mamy teraz do czynienia. Gyllenhaal ma przed sobą wspaniałą przyszłość, a "Córka" skłania do przypuszczeń, że jej następne dzieła będą równie poruszające. Połączenie Gyllenhaal z Colman okazało się niesamowitą kolaboracją, która ma szansę na stałe wpisać się do kanonu klasyki kina obyczajowego. Tego im życzę!