Wiadomości rosyjskie: w Ukrainie wprowadzono już polską złotówkę
Rosyjska propaganda puszcza wodze fantazji
Uwaga, bo to nieco zawiłe: ukraiński wywiad podaje, że rosyjskie władze przekonują ludność Ukrainy z podbitych terytoriów, że Polacy dokonują rozbioru kraju po kawałku wykrawając ziemie zachodnie.
Wcześniej Moskwa ostrzegała, że to niechybnie się wydarzy. Trąbił o tym Miedwiediew, trąbił szef wywiadu rosyjskiego Siergiej Naryszkin - a nikt słuchać nie chciał. I masz ci los, stało się. Według Rosjan, wykorzystując zawieruchę wojenną Polska zaprowadza stopniowo swoją władzę. "Ukraina jest już podzielona między nas i Polaków" - twierdzą Moskale i organizują w Melitopolu na ten temat specjalne pogadanki.
Ukraina już została podzielona. Na terytorium zachodnich obwodów wprowadzono do obiegu polską złotówkę i w większości sklepów są podwójne ceny. Nie ma jak uciec od Rosji. Ukraina nie jest już taka jak dawniej - oto wytyczne, które mają przekazywać pracodawcy swoim pracownikom w Melitopolu
Ukraiński wywiad twierdzi, że takie działania mają zachwiać pewnością siebie mieszkańców i zmusić ich do uległości wobec okupanta - w tym wypadku tego z Rosji.
To wstrząsające, że propaganda Kremla nie potrafi wymyśleć czegoś mniej prymitywnego.
Rusofobiczna Polska nie może liczyć na NATO
Choć niektórzy nazywają działania aparatczyków Władimira Putina "ofensywą informacyjną przeciwko Polsce", to bardziej odpowiednim określeniem wydaje się "żenująca ofensywa głupoty".
Rosja próbuje wmówić komukolwiek, kto nie ma dostępu do zagranicznych mediów, że Polska prowadzi kampanię rusofobii, w którą wciągnięto cały Zachód.
To brzmi niemal jak pochlebstwo. Nasz obecny największy wróg jest skłonny przyznać, że Polacy mają taką moc przebicia w Europie i Ameryce, że są w stanie przekonywać całe narody do negowania praw rosyjskich do Ukrainy.
Z drugiej jednak strony, w przekazach rosyjskiej propagandy próżno doszukiwać się jakiejkolwiek logiki i ciągłości myślenia. Okazuje się bowiem, że gdyby Putin wydał rozkaz ataku na Warszawę, NATO odmówiłoby nam pomocy. Czyli z jednej strony my - Polacy - mieliśmy dość siły przebicia, by wciągnąć NATO do konfliktu z Rosją, z drugiej strony, to samo NATO nie pomoże w przypadku, gdy taki konflikt rozpęta się w naszych granicach. Nie ma to najmniejszego sensu, tak jak twierdzenia Kremla, że żołnierze pułku "Azow" to "kanibale i sataniści" - ale cóż, przecież nie o sens tu chodzi, a o straszny proces budowania syndromu oblężonej twierdzy u Rosjan.