Rosjanie zabili 13 osób na południu kraju. Ludzie uciekają z Krymu
Rosyjskie ataki na południu Ukrainy
Tragiczna noc. Wróg dwukrotnie zaatakował okolicę z wyrzutni Grad, wystrzeliwując 80 pocisków w kierunku dzielnic mieszkalnych. Uderzenie było celowe i podstępne, bowiem dokonano go, gdy ludzie spali w swoich domach - napisał na Telegramie szef obwodu dniepropietrowskiego
Pociski spadały w obwodzie dniepropietrowskim na południu Ukrainy. Rosjanie ostrzeliwali między innymi miasto Marganiec, a ataku dokonano w nocy. Rakiety wycelowano w budynki cywilne i dzielnice mieszkaniowe. Śpiący mieszkańcy nie zdążyli się ewakuować. Liczenie zabitych w wyniku nocnego ataku cały czas trwa. W tym momencie w samym Margańcu potwierdzono śmierć 12 osób, 11 ma być rannych.
Według informacji gubernatora Wałentyna Rezniczenki zniszczenia są ogromne. Uszkodzono co najmniej 20 bloków mieszkalnych, centrum kultury, dwie lokalne szkoły i budynek Urzędu Miejskiego. Wybuchy zniszczyły też linię przesyłową, co spowodowało, że kilka tysięcy mieszkańców pozostaje bez prądu.
Kolejną miejscowością, w którą uderzyły wojska Władimira Putina jest Myriwsk. Na celowniku okupanta również tam znaleźli się cywile. Jeden dom został całkowicie zniszczony, a jedenaście poważnie uszkodzonych. Gubernator Rezniczenko potwierdził śmierć jednej osoby.
Ludność ucieka z Krymu. "Alarm terrorystyczny"
Wtorkowe uderzenie sił ukraińskich na bazę lotniczą wojska rosyjskiego w okolicach Nowofedoriwki na Krymie odbiła się głośnym echem na całym świecie. Amerykański "Washington Post" powołuje się na anonimowego urzędnika z Kijowa, który twierdzi, że za atakiem stały siły specjalne.
Do tej pory jednak nie wiadomo jak ani czym spowodowano wybuchy, które uszkodziły 9 samolotów i całą infrastrukturę rosyjskiej bazy. Rosjanie twierdzą naturalnie, że był to przypadkowy wybuch amunicji w magazynie, a strona ukraińska odmawia podania jakichkolwiek szczegółów.
Faktem jest jednak, że atak na terytorium uznawane przez Rosję za swoje, 200 kilometrów od linii frontu wywołał na Krymie prawdziwą panikę. Władze półwyspu ogłosiły wprowadzenie "najwyższego stopnia zagrożenia atakami terrorystycznymi", a ludność rosyjskojęzyczna zaczęła masowo uciekać w głąb Rosji. Plaże i hotele opustoszały, turyści wyjeżdżają powodując ogromne korki.
Wołodymyr Zełenski w codziennym przemówieniu przypomniał we wtorek wieczorem, że rosyjska inwazja zaczęła się od Krymu i tam musi się skończyć. Dodał, że wierzy w odzyskanie półwyspu.