Zełenski: zapłaciliśmy wysoką cenę, by niektórzy politycy zmienili swoje podejście
Dzisiaj Zachód jest już obudzony ze swojego snu o pokojowo nastawionej Rosji. Nawet zabetonowany w swojej miłości do Kremla Viktor Orban przyznaje, że Bucza to zbrodnia wojenna, którą należy potępiać. Do Ukrainy docierają kolejne dostawy broni. W ilości i jakości dostarczanego sprzętu przodują Stany Zjednoczone i Wielka Brytania. Pomagają jak mogą również państwa bałtyckie, Polska, Czechy, Słowenia i Niemcy, które długo się przed tym wzbraniały.
Sytuacja militarna Ukrainy nie jest tragiczna i daje pewne nadzieje na to, że obrońcom uda się utrzymywać Rosjan w pacie, który w końcu musi zaowocować poważnymi rozmowami o pokoju, albo chociaż zawieszeniu broni. Pod względem politycznym, z Kijowem dziś świat liczy się bardziej niż miało to miejsce przed wojną.
Wybrzmiewające przy każdej okazji słowa zachodnich przywódców o Ukrainie jako przedmurzu cywilizacji wolnych ludzi, nie są tylko PR-owymi frazesami, ale realną oceną rzeczywistości. Nikt w Europie i za oceanem nie chce bezpośredniej konfrontacji z Rosją. W interesie każdego kraju położonego za zachodnim brzegiem Bugu leży to, by Ukraińcy byli w stanie odeprzeć rosyjską nawałnicę.
Jak przyznaje jednak Wołodymyr Zełenski, konkluzje podjęte przez NATO i UE pojawiły się zbyt późno. Poważne dostawy broni i amunicji przybyły już w momencie, gdy Ukraina była w ogniu. Polityczne wsparcie, choć doceniane w Kijowie, nadeszło wtedy, kiedy świat zobaczył do czego zdolna jest machina wojenna wprawiona w ruch przez Władimira Putina.
Wszystkiego tego można było uniknąć.
Pomoc nadeszła zbyt późno
W wywiadzie da Associated Press Zełenski mówi, że Ukraina otrzymała teraz od zachodnich partnerów broń, która byłaby kluczowa na wcześniejszych etapach wojny. Za decyzyjną opieszałość zapłacili krwią mieszkańcy Mariupola. "Liderzy europejscy zmienili postawę, ale widać cenę tych zmian" - mówi prezydent Ukrainy.
Miasto stało się jednym z symboli tej wojny, dowodem oporu wobec niesprawiedliwości i okrucieństwa najeźdźcy. Mariupol paść nie może, bo - jak przyznaje Zełenski - jest sercem tej wojny. A bez serca nie da się wytrwać.
Pytany - dość naiwnie -, czy Ukraina ma już wystarczająco dużo broni, by złamać najeźdźcę, odpowiada "jeszcze nie". Zełenski dodaje, że broń bronią, dostawy dostawami, ale do tej wojny można było nie dopuścić, gdyby Zachód wcześniej zrozumiał czym jest Rosja i jak ważne dla Ukrainy byłoby wstąpienie do Sojuszu Północnoatlantyckiego.
Wojna inaczej by przebiegała, mielibyśmy ramię bliskich sąsiadów, moglibyśmy razem walczyć. Ale mam przekonanie, że w ogóle by jej nie było - mówi prezydent Zełenski
Zdecydowane zwycięstwo Ukrainy w tym konflikcie jest mało prawdopodobne. Rosjanie jednak także nie walczą już o totalną dominację z zajęciem Kijowa na czele. Obu stronom zmagań zależy na uzyskaniu jak najlepszej pozycji wyjściowej w ewentualnych negocjacjach. Prezydent Ukrainy nadal mówi o pokoju.
Nikt nie chce negocjować z ludźmi, którzy męczyli ten naród. To zrozumiałe. Jako człowiek, jako ojciec, świetnie to rozumiem. Ale nie chcemy stracić możliwości dyplomatycznego rozwiązania, jeśli taka będzie. Musimy walczyć, ale walczyć o życie. Nie można walczyć o proch, gdy już nie ma nic i nie ma ludzi. Dlatego jest tak ważne, by zatrzymać tę wojnę