331. pułk z Kostromy. Elita rosyjskich wojsk zmasakrowana w Ukrainie
Duma rosyjskiej armii zdziesiątkowana
Kostroma - port nad Wołgą, 300 kilometrów na północny wschód od Moskwy. To tu znajduje się garnizon elitarnej jednostki 331. Pułku Gwardii Powietrznodesantowej. Miasto widziało swoich żołnierzy ostatni raz, gdy żegnano ich przed wyruszeniem na ćwiczenia rosyjsko-białoruskie tuż przed wojną. Nic nie wskazywało na to, że 331. znajdzie się w krótce w oku cyklonu.
Ale Władimir Putin wydał rozkaz. Żołnierze, którzy byli tuż po odbytych manewrach i mieli nadzieję wrócić z zaśnieżonej Białorusi do bazy w Kostromie, usłyszeli, że zostaną zrzuceni pod Kijowem, jako awangarda wojsk rosyjskich, która ma utorować drogę do ukraińskiej stolicy.
W pierwszej połowie marca jednostka operowała w okolicach podkijowskiej Buczy.
Między 11 i 14 dniem miesiąca 331. zaatakował Buczę i został odparty ogniem ukraińskiej artylerii. W trakcie walk zginął pułkownik jednostki Siergiej Shukarew, a wraz z nim dziesiątki jego żołnierzy. W Rosji oficjalnie uznano większość ze straconych wojskowych za "zaginionych". Identyfikacja ciał uwięzionych w zniszczonych pojazdach wojskowych była niemożliwa.
W kwietniu, sprzęt z oznaczeniami 331. pułku pojawił się w Donbasie. Tam elitarna jednostka miała wesprzeć generalną ofensywę na wschodzie Ukrainy. Pułk walczył w okolicach Iziumu, a do mediów społecznych zaczęły przedostawać się informacje o kolejnych poległych. Później rzucono go w okolice Popasnej. Za każdym razem trafiał na zacięty opór sił ukraińskich w miejscu, które sam Wołodymyr Zełenski określił jako "piekło Donbasu".
Oficjalne dane mówią, że potwierdzonych śmierci w 331. pułku powietrznodesantowym jest 62. Te dane nie mówią jednak o zaginionych i rannych, czyli niezdolnych do walki. Brytyjskie BBC szacuje, że całkowite straty jednostki mogą sięgać nawet 400-500 ludzi. To oznacza, że połowa regimentu spadochroniarzy, który w lutym pojawił się w Ukrainie - przestała istnieć.
Niewygodne pytania
Z Kostromy wywodzi się jeszcze jednak jednostka, która walczy Ukrainie - 1065. pułk Artylerii Powietrznodesantowej. Lokalne media potwierdziły straty 80 żołnierzy, którzy wyjechali z Kostromy. Dla porównania - podaje BBC - w trakcie trwającej 9 lat wojny w Afganistanie zginęło ich 56.
Mieszkańcy miasta nad Wołgą, rodziny wojskowych przestały otrzymywać wieści - a przecież ich bracia, ojcowie i mężowie wyjechali tylko na ćwiczenia do bratniej Białorusi. W mediach społecznościowych zaczęły pojawiać się pytania: co z naszymi żołnierzami? Moskwa próbowała reagować, w jedyny znany sobie sposób - tanimi sztuczkami propagandowymi.
Do Biełgorodu, miasta położonego 40 kilometrów od ukraińskiej granicy, gdzie stacjonują obecnie niedobitki kostromskiego regimentu, przyjechali weterani wojenni, by porozmawiać z żołnierzami 331.
pułku i przekazać krzepiące informacje rodzinom.
Chcieliśmy to zobaczyć na własne oczy. Rozmawialiśmy z żołnierzami obu pułków. Mamy pewność, że są w dobrych nastrojach, wiedzą co mają robić i wiedzą dlaczego - relacjonuje jeden z weteranów w lokalnej telewizji w Kostromie
Dla mieszkańców miasta zorganizowano imprezy, utrzymane w typowo rosyjskim duchu. Dzieci tańczące na scenie wokół której ustawiono czołgi, wozy pancerne i samoloty wymalowane w barwy lokalnych regimentów. Dzieci śpiewające o wspaniałej Rosji - potężnej i zwycięskiej. Ale na placu zjawiło się kilkadziesiąt osób, które w ciszy przyglądały się tej szopce. Licząca 270 tysięcy mieszkańców Kostroma nie chciała świętować.