Niemiecki kurs polityki spokoju w czasie ludobójstwa
Kanclerz Niemiec jest ogólnie "przeciw"
Scholz sprawia wrażenie politycznego potwora. Z jednej strony, jest całkowicie pozbawiony wyrazu i charyzmy. Stonowana w okazywaniu uczuć Angela Merkel, to przy nim prawdziwy wulkan emocji. Z drugiej strony, kanclerz Niemiec wydaje się człowiekiem, który dzięki wykorzystaniu siły inercji jest w stanie zawsze postawić na swoim.
Przywódca RFN do perfekcji opanował polityczną mowę ogólników. Każde oświadczenie, które wygłasza, każda wypowiedź, której udziela niosą w sobie taką ilość konkretów jak wiadomość z ciasteczka z wróżbą.
Dziś na topie są polskie Migi. Olaf Scholz mówi spokojne "nein, nein, nein" i prosi wszystkie strony o kulturalne, cywilizowane udanie się na wspólne rozmowy. Scholz w tej sytuacji jest akurat dość zdecydowany - wszak dalej kontynuuje politykę nierozwścieczania Władimira Putina. "Musimy bardzo dokładnie przemyśleć wspólne działania. I na pewno nie obejmują one wysłania samolotów bojowych" - mówi kanclerz i zamyka sprawę, bo NATO musi być jednomyślne w każdej kwestii związanej z wysyłaniem "broni ofensywnej" na terytorium w którym toczy się konflikt.
Unia Europejska może zaczekać na Ukrainę - ogłasza spokojnym głosem Scholz. Choć ostatnio padło sporo patetycznych deklaracji ze strony Brukseli, a niektórzy nadgorliwi urzędnicy unijni zaczęli podobno nawet przygotowywać jakieś dokumenty akcesyjne dla Ukrainy, kanclerz Niemiec tonuje hurraoptymistyczne nastroje. Ukraina w UE? Jeszcze nie teraz.
Olaf Scholz uważa, że kurs przyjęty w 2017 roku, mający zacieśniać współpracę gospodarczą i polityczną Unii Europejskiej z Ukrainą, to właściwe podejście. I nie ma najmniejszego sensu, żeby to zmieniać. "Bardzo ważne jest. abyśmy dążyli do tego, co postanowiliśmy w przeszłości" - wypowiedział swoją ogólną formułkę kanclerz i po raz kolejny zamknął kwestię niewygodną dla dużej części krajów europejskich.
Gerhard Schroeder - przebudzenie
Były kanclerz przez cały styczeń i połowę lutego powtarzał, że inwazja Rosji na Ukrainę jest wykluczona i że to śmieszny wymysł europejskich i ukraińskich panikarzy, którzy w końcu powinni przestać "pobrzękiwać szabelkami", tylko usiąść do poważnych rozmów z Władimirem Putinem. Dzisiaj, Schroeder jest już mniej pewny, że wojny nie będzie. W związku z "operacją Rosji w Ukrainie" postanowił nawet porozmawiać ze swoim dobrym druhem z Kremla i spróbować uświadomić mu, że bombardowanie cywili nie jest najlepszą drogą wychodzenia z politycznego impasu. Niemiecki "Bild" twierdzi, że to ostatnia szansa na wyzbycie się reputacji "moskiewskiej marionetki" i zdziałanie czegoś sensownego w polityce międzynarodowej. Ponieważ Putin jest człowiekiem, który oszalał i nie słucha absolutnie nikogo, plan Schroedera wydaje się tak absurdalny, że aż może się powieść.