Raport Ukraina. Szojgu ogłasza koniec przerwy. Front ruszył
Rosjanie wznawiają ofensywę
Pauza nie oznaczała oczywiście przerwania działań militarnych. Rosjanie dali wypocząć głównym siłom szturmującym Donbas i skoncentrowali się na zbrodniczych atakach wymierzonych w ukraińską ludność cywilną. Krzemieńczuk, Czasiw Jar, Winnica, Mikołajów, Odessa, Dniepr - to tylko kilka najważniejszych miast, które okupant potraktował swoją "precyzyjną" amunicją zabijając kilkadziesiąt osób i raniąc setki innych.
Czas jednak nagli. Do tego stopnia, że rosyjskie dowództwo zdecydowało się skrócić okres na uzupełnienie sił i uderzyć już teraz - ponownie w Donbasie. Powód jest prosty. Do Kijowa zaczął spływać sprzęt obiecany przez zachodnich sojuszników, a Rosjanie już bardzo boleśnie przekonali się na własnej skórze o jego możliwościach.
Legendarne stały się już amerykańskie wyrzutnie HIMARS. Ukraińcy posiadają na stanie prawdopodobnie tylko 8 takich systemów. Mimo tego, robią z nich doskonały użytek. Do 14 lipca naliczono 50 ataków z wykorzystaniem tego sprzętu i 50 ataków zakończyło się trafieniami. Na cel Ukraińcy biorą znajdujące się za liniami wroga magazyny z bronią i amunicją i centra dowodzenia, które ze względu na strukturę armii rosyjskiej muszą znajdować się blisko frontu.
Siły Kijowa operują himarsami głównie w nocy, gdy przeciwnik ma ograniczone możliwości rozpoznania. Wyrzutnie umieszczone na ciężarówkach są zdolne uderzyć w cel błyskawicznie i przemieścić się w zupełnie inny rejon walk.
To skutkuje gigantycznymi stratami zarówno w sprzęcie okupanta, jak i w kolejnych zlikwidowanych przedstawicielach kadry oficerskiej. Jak wówczas, gdy pociski z HIMARS trafiły w sztab dowodzenia pod Szachtarskiem 9 lipca. W wyniku ataku zginęło prawdopodobnie spora część dowództwa 106. dywizji powietrznodesantowej Rosji.
Ataki na razie nieskuteczne. A czas goni
Jak donosi Instytut Badań nad Wojną, armia rosyjska prowadzi ograniczone ataki na kilku kierunkach - na północny-zachód od Słowiańska, południowy-wschód od Siewierska, wzdłuż drogi łączącej Bachmut z zajętym już Lisiczańskiem, na południowy-wschód od Bachmutu i w okolicach Doniecka.
Według analityków, działania sił okupanta są na razie prowadzone na niewielką skalę i nie przynoszą efektów. Można jednak spodziewać się znacznej intensyfikacji ataków w ciągu najbliższych 72 godzin. ISW podkreśla natomiast, że 10-dniowa przerwa w walkach, to zbyt mało czasu na rzeczywiste uzupełnienie sił zdolnych do podjęcia skutecznej ofensywy. Wojsko rosyjskie znajduje się pod dużą presją polityczną Władimira Putina, który chce widzieć rezultaty i chce je widzieć natychmiast. Eksperci przewidują, że od tej pory Rosjanie atakować będą interwałami. Najpierw wykonując zdecydowany szturm na wyznaczone cele, by później uzupełniać straty i odpoczywać przez dobę lub dwie.
Faktycznie, czas nie jest sprzymierzeńcem najeźdźców. Jeszcze w piątek, 15 lipca Sierhij Hajdaj, szef władz obwodu ługańskiego informował, że w porównaniu do stanu sprzed "pauzy" na froncie, ostrzał artyleryjski prowadzony przez Rosjan zdecydowanie osłabł. Ma to związek ze zniszczonymi przez systemy HIMARS składami amunicji, ale także z niemożnością uzupełnienia braków w ciągu zaledwie 10 dni przerwy. Rosyjska logistyka, jak zwykle nie nadąża za wojskiem.
USA jest ostatnio głównym źródłem fatalnych dla Moskwy wieści. Minister Obrony Ukrainy Ołeksij Reznikow udzielił wywiadu w "Financial Times", w którym wyraził przekonanie, że wraz z kolejnymi dowodami mówiącymi, że Ukraińcy świetnie operują amerykańskim sprzętem, Joe Biden zdecyduje się przekazać Kijowowi pociski zdolne razić cele na dystansie do 300 kilometrów.