Kłopotliwa historyczna wizyta. Scholz, Macron i Draghi w Kijowie. Rosja szydzi
Zlot w Kijowie - poparcie dla Ukrainy w UE
Niezależnie od tego, jak będziemy oceniać wizytę Olafa Scholza, Emmanuela Macron i Mario Draghiego w stolicy Ukrainy, z ust przywódców krajów zachodnich padła jedna ważna deklaracja. "Popieramy nadanie Ukrainie statusu kandydata do Unii Europejskiej" - oświadczyli przywódcy. To słowa o znaczeniu czysto symbolicznym, ale wyznaczają pewną cezurę między traktowaniem Ukrainy, jako kraju gdzieś z rubieży Europy, a braniem jej pod uwagę jako realnego i ważnego partnera politycznego i gospodarczego.
Reszta słów, które padły w czasie wizyty ma zdecydowanie mniejszą wagę. Oczywiście - Macron powiedział, że "Francja nigdy nie zażąda od Ukrainy ustępstw w jej konflikcie z Rosją". Scholz zapewniał, że "Ukraina należy do rodziny europejskiej, a Rosja musi wycofać swoje wojska". Draghi zadeklarował pomoc w eksporcie ukraińskiego zboża i wolę "działania wspólnie".
Nie oszukujmy się jednak - to tylko ładnie brzmiące formułki. Niemcy, Francusi i Włosi będą przez Ukraińców rozliczani za konkretne działania. Kijów można zapewniać o wsparciu, ale wystarczy nie dostarczać mu broni w odpowiedniej ilości i sprowadzać z Rosji ropę, by zmusić w końcu Zełenskiego do ustępstw.
Przywódcy odwiedzili podkijowski Irpień, zrujnowany nieustannymi bombardowaniami i atakami rakietowymi w czasie pierwszej fazy konfliktu.
To bohaterskie miasto, naznaczone piętnem barbarzyństwa. Tu popełniono zbrodnie wojenne, dokonano masakry - mówił Macron
Czy wizyta Macron, Scholza i Draghiego w Kijowie jest istotna? Symbolicznie na pewno tak. Trójka polityków tej rangi pojawiających się w kraju znajdującym się w stanie wojny, jest zawsze znaczącym gestem poparcia. Czy Ukraińcy dowiedzieli się dzisiaj czegoś nowego? Na pewno nie. Politycy powtórzyli, to co wiadome było od dawna, wypowiedzieli te same słowa, które mówią na każdej konferencji w stolicach swoich państw.
Przełomu nie było. Faktyczny przełom nastąpi, gdy z Berlina, Paryża, Rzymu i innych miast Europy szerokim strumieniem popłynie do Ukrainy amunicja i ciężka broń. Wówczas Wołodymyr Zełenski będzie mógł powiedzieć: mamy prawdziwych przyjaciół na Zachodzie.
Miedwiediew nie wytrzymał
Wizytę w Kijowie postanowił skomentować komentujący ostatnio absolutnie wszystko Dmitrij Miedwiediew. Jeśli wizyta w Irpieniu i równoczesne komentarze rosyjskich polityków nie przekonają Francuzów, Niemców i Włochów, po której stronie konfliktu należy się zdecydowanie opowiedzieć - nic ich już nie przekona.
Medwiediew skomentował dzisiejsze wydarzenia w stolicy Ukrainy, następującymi słowy opublikowanymi w mediach społecznościowych:
Europejscy miłośnicy żab, pasztetowej i spaghetti uwielbiają odwiedzać Kijów. Z zerowym pożytkiem. Obiecają Ukrainie członkostwo w UE i stare haubice, upiją się wódką i pojadą do domu pociągiem, jak 100 lat temu. Wszystko jest w porządku. Ale to nie przybliży Ukrainy do pokoju. Zegar tyka
Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow był wyjątkowo znacznie bardziej subtelny niż jego kolega z rosyjskiej sceny politycznej. Pieskow stwierdził tylko, że ma nadzieję, iż wizyta w Kijowie nie oznacza zwiększenia dostaw broni dla Ukrainy, bo to będzie skutkowało kontynuacją wojny i ludzkiego cierpienia.