Zwycięstwo Ukrainy upokorzy Rosję? Dla Niemiec, Francji i Włoch to może być problem
Niemcy, Francja i Włochy są zniecierpliwione
Koalicja polityczna USA, Wielkiej Brytanii i Polski zdołała przekonać największe kraje UE do tego, by dać Kijowowi czas, finanse i uzbrojenie. W grę wchodziło ratowanie całego narodu, który z dnia na dzień znalazł się pod ostrzałem rosyjskich rakiet i artylerii. W obliczu odkrywanych kolejnych zbrodni ludobójstwa popełnianych w Ukrainie przez Rosjan, nawet najwięksi polityczni cynicy stracili wszelkie argumenty.
Zanim jednak ruszyły dostawy dla Ukrainy, z Niemiec, Francji i Włoch często płynęły sygnały, że dłuższy opór Kijowa nie jest im na rękę. W stolicach największych krajów Unii Europejskiej dawało się wyczuć zniecierpliwienie faktem, że ofensywa Rosji okazała się nieskuteczna, pozycja polityków ukraińskich na arenie międzynarodowej rośnie, a intratne interesy z Kremlem muszą zostać wstrzymane.
Rosja musi zachować twarz. "Czerwona lampka" dla Europy
Zachód najpierw nie spodziewał się wojny, potem nie spodziewał się, że Ukraina na wojnie tak dobrze będzie sobie radzić. Berlin, Rzym i Paryż mocno liczyły na to, że odrzucenie rosyjskich wojsk od Kijowa jest tylko wypadkiem przy pracy, a okupanci zmuszą w końcu Zełenskiego do błagań o pokój na warunkach stawianych przez Władimira Putina. Tak się jednak nie stało i Europa została postawiona przed perspektywą tworzenia zupełnie nowych relacji politycznych i ekonomicznych. Nie wszystkim to się podoba.
Amerykański portal Politico wskazuje na kolejne wypowiedzi Macrona, Scholza i Draghiego, którzy ewidentnie formują koalicję pro pokojową. Problem polega na tym, że cenę za pokój będą musieli zapłacić Ukraińcy.
Amerykanie przytaczają wypowiedź prezydenta Francji, który w Parlamencie Europejskim stwierdził, że Europa nie jest w stanie wojny z Rosją, a powojenne struktury bezpieczeństwa kontynentu powinny również uwzględniać pozycję Moskwy.
Po takiej wypowiedzi krajom Środkowej i Wschodniej Europy zapala się czerwona lampka - piszą dziennikarze Politico
Olaf Scholz rozmawiał w piątek z Władimirem Putinem i przyznał w mediach społecznościowych, że jedną z omawianych kwestii było jak najszybsze ogłoszenie zawieszenia broni. Politico podkreśliło fakt, że kanclerz RFN nie wspomniał o wycofaniu wojsk rosyjskich z Ukrainy.
Premier Włoch Mario Draghi mówi z kolei wprost, że jego zdaniem dalsze pomaganie zbrojne Ukrainie mija się z celem, ponieważ "dialogu nie buduje się w ten sposób".
Wszystko wskazuje na to, że "stara Europa" próbuje zrobić wszystko, by Rosja uniknęła ostatecznego upokorzenia w wojnie, którą sama wywołała. Tymczasem ze wspieranego przez Londyn, Waszyngton i Warszawę Kijowa płynie jasny komunikat Wołodymyra Zełenskiego:
Chcemy, żeby rosyjska armia opuściła naszą ziemię – my nie jesteśmy na ziemi rosyjskiej. Nie pomożemy Putinowi zachować twarzy, płacąc naszym terytorium. To byłoby niesprawiedliwe