Giertych przed komisją o kulisach inwigilacji Pegasusem
Giertych zeznaje
Roman Giertych to jedna z kluczowych osób w tzw. aferze Pegasusa. O inwigilowaniu go przez specsłużby izraelskim oprogramowaniem szpiegującym poinformowali eksperci z Citizen Lab. Podsłuchiwanie byłego wicepremiera miało trwać trzy miesiące.
Były lider LPR złożył w środę zeznania przed powołaną przez Senat komisją śledczą. Przyznał, że o zhakowaniu swojego telefonu przez służby dowiedział się od Johna Scotta-Railtona, specjalisty Citizen Lab. Jak sam ocenił, to nie on był celem inwigilacji, ale pozostający wówczas jego klientem Donald Tusk.
Przyczyną, dla której mnie inwigilowano, była po prostu inwigilacja Donalda Tuska poprzez mnie - zeznał Roman Giertych przed senacką komisją śledczą.
Chodziło o Tuska?
Roman Giertych dodał, że z jego telefonu ściągnięto olbrzymią ilość danych - zdjęcia, rozmowy, przesyłane dokumenty. Jak dodaje, zakończenie inwigilacji pokrywa się w czasie z decyzją Tuska o niestartowaniu w wyborach prezydenckich.
Reprezentowałem go w różnych postępowaniach, które toczyły się z jego inicjatywy lub innych osób. W związku, z czym byłem w stałym kontakcie z panem przewodniczącym i daty tej infekcji pokrywają się z jedną bardzo istotną sprawą - w tym czasie ważyła się kwestia startu Donalda Tuska w wyborach prezydenckich. Inwigilacji zaprzestano na początku grudnia 2019 r., kiedy było już pewne, że Tusk nie będzie ubiegał się o prezydenturę - powiedział Roman Giertych.
Tymczasem koordynator specsłużb twierdzi, że nie doszło i nie dochodzi do żadnych nadużyć w kwestii inwigilacji kogokolwiek przez polskie służby.
Chcę uspokoić opinię publiczną i jeszcze raz bardzo mocno podkreślam: nie ma żadnych nadużyć w zakresie stosowania kontroli operacyjnej w polskich służbach specjalnych - przekonywał media szef MSWiA, minister-koordynator służb specjalnych Mariusz Kamiński.