Kaczyński i podróż za jeden uśmiech. Putin z biletem w jedną stronę
Putin jest umierający czy tylko chory na umyśle?
Zdrowym człowiekiem Władimir Putin nie jest na pewno. Udowodnił to dokładnie 124 dni temu, kiedy wydał rozkaz do inwazji na Ukrainę. Od tego czasu zaczęły pojawiać się informacje o pogarszającym się stanie rosyjskiego lidera. Słyszeliśmy już właściwie wszystkie możliwe diagnozy. Teraz okazuje się, że przebiegli ludzie z Kremla sami mogą produkować plotki o rzekomej chorobie Putina - po co? Tego nie wiemy. Ale nie znamy motywów większości absurdalnych działań rosyjskich elit.
Stan zdrowia, to w ogóle pojęcie mocno względne w Federacji Rosyjskiej. Można być w całkiem dobrej kondycji, pełnić jedną z najbardziej odpowiedzialnych funkcji w państwie, to znaczy trzymać kody do nuklearnego arsenału i nieoczekiwanie otrzymać kulkę we własnym mieszkaniu.
W kolejce do terapii szokowej stoją również dwaj inni gagatkowie. Dmitrij i Siergiej. Dmitrij, to rzecznik Kremla i ma w zwyczaju albo komuś grozić, jak na przykład teraz, gdy Litwini wprowadzili blokadę tranzytu do obwodu kaliningradzkiego.
Siergiej jest dyplomatą, a przynajmniej tak lubi o sobie myśleć. Bycie dyplomatą w Rosji oznacza, że mówi się dokładnie to samo, co wszyscy inni politycy, ale jest się częściej cytowanym przez zachodnie media. Ławrow stwierdził ostatnio, że nie będzie bawił się w aluzje i zawoalowane przestrogi, tylko wprost porównał NATO do hitlerowskich Niemiec. Czemu nie? Czy kogoś to dziwi po 124 dniach?
Pytanie, co dalej z uciążliwymi politykami z Rosji. Poparcie Zachodu dla Ukrainy nie maleje, czego dowodem może być przyznanie jej statusu kandydata do Unii Europejskiej. Stany Zjednoczone przesłały pierwszą partię wyrzutni HIMARS, która już jest w Donbasie i już zadaje okupantowi ciężkie straty. Jeśli Rosjanie wygrywają - jak miało to miejsce w Siewierodoniecku - to tak, że policzenie kosztów tego "sukcesu" zajmie im trochę czasu. Czasu, którego mogą nie mieć zbyt wiele. Brytyjczycy twierdzą, że potencjał ofensywny najeźdźców zacznie się niebawem wyczerpywać. Waszyngton natomiast ma mieć uzgodnione z Kijowem, że Ukraina wytrzyma jeszcze kilka miesięcy, zgromadzi zapasy broni i wtedy uderzy. Jeśli prognozy okażą się trafione, Rosjanie wybrali się do Ukrainy bez biletu powrotnego.
Kaczyński na polskich drogach
Nadprezes uznał, że dość gnicia w Warszawie i czas ruszać w Polskę. Sam się odwołał z funkcji wicepremiera, sam się spakował, sam zrobił sobie kanapki i z tobołkiem rozpoczął podróż po kraju. To początek ofensywy - popularne ostatnio słowo - politycznej Prawa i Sprawiedliwości, które zamierza zdobyć przychylność wyborców dzięki bezpośrednim spotkaniom.
Jarosław Kaczyński jeździ od miasta do miasta, od powiatu do powiatu. Tłumaczy ludziom, że jest pięknie, a będzie jeszcze lepiej. Ogłasza sukcesy i zapowiada następne. Komentuje bieżące wydarzenia - i tu pojawia się problem. Bycie w trasie tak dobrze wpłynęło na prezesa, że postanowił zerwać ze swoim wizerunkiem dość ponurej szarej eminencji pociągającej za sznurki z tylnych siedzeń. Nie, teraz Kaczyński zamienił się w zasadzie w stand-upera, który gdzie się nie pojawi tam sypie dowcipami.
Szef PiS musi jednak mocno popracować nad repertuarem. Najpierw we Włocławku stwierdził bowiem, że kwestia przestrzegania elementarnych praw człowieka w kontekście mniejszości LGBT jest sprawą "do zbadania", by później - ucieszony powodzeniem pierwszego występu - udać się do Grudziądza i "żartować" z "mężczyźny, który przychodzi do pracy i jednego dnia jest Władysławem, a drugiego dnia jest Zosią". Panie Jarosławie, czyżby choroba lokomocyjna?