AFP/EAST NEWS

Świat się zmienia. Wojna zapoczątkowała efekt domina

Mało kto jeszcze 23 lutego podejrzewał, że wydarzenia na świecie nabiorą takiego tempa. Nie ma tygodnia, który nie przynosiłby nam kolejnych wiadomości, które sugerują jedno - porządek jaki znamy kończy się na naszych oczach. Rozpadają się sojusze i powstają nowe, upadają rządy, a Rosjanie sprawiają wrażenie, że nie są zainteresowani "pokojowym rozwiązaniem" konfliktu. Czy będziemy w stanie wrócić jeszcze do względnej "normalności"?

Upadek rządu Johnsona, czyli początek niepewności

Stwierdzić, że Boris Johnson nie był święty, to truizm bardzo marnej jakości. Szemrane powiązania z lobbystami, imprezy na Downing Street, gdzie w czasie pandemii członkowie rządu kpili z obostrzeń wprowadzanych przez siebie, wreszcie, dziwne, niewytłumaczalne decyzje personalne - jak ta ostatnia, gdy premier Wielkiej Brytanii obsadził na stanowisku zastępcy "whipa" człowieka, na którym ciążyły poważne zarzuty o molestowanie seksualne. Boris Johnson to niezłe ziółko. Do tej pory prześlizgiwał się jednak ze swoją rozwichrzoną czupryną i nawet nieco zyskał, gdy twardo stanął po stronie Ukraińców w momencie rosyjskiej inwazji.

Jego najbliżsi współpracownicy jednak nie wytrzymali kolejnych afer i zniewag i zaczęli gremialnie podawać się do dymisji. Johnsonowi starczyło sił na około dobę uśmiechania się przed kamerami i zapewniania, że wszystko jest pod kontrolą. Później - nie było rady - premier wyszedł przed drzwi swojej siedziby pod numerem 10 i oznajmił: to koniec.

JAVIER SORIANO/AFP/East News

W Wielkiej Brytanii nastąpił niemal powszechny wybuch radości, bo wszyscy mieli dość niesfornego historyka, który - jak się okazało - nie dorósł do rządzenia krajem. Smutek zapanował jednak w Ukrainie. I nie można się temu dziwić. Gdyby nie koalicja USA i Zjednoczonego Królestwa, polska czy litewska pomoc nie wystarczyłaby Ukraińcom do zatrzymania Rosjan. Politycy w Londynie zapewniają, że Johnson wobec Kijowa zachował się tak jak należy, ale każdy na jego miejscu postąpiłby tak samo. Póki jednak październikowy kongres torysów nie wyłoni nowego lidera partii i premiera - Wołodymyr Zełenski będzie trwać w niepewności.

Rosja straszy wszystkich. Kazachstan straszy Rosję

Kreml jak to Kreml. Tydzień bez gróźb pod adresem całego świata, to tydzień stracony. Pal licho, czy wygłaszają je czołowi politycy Rosji, czy "zwykli" prezenterzy na antenie krajowej telewizji. Wszyscy są "po jednych pieniądzach" - dosłownie i metaforycznie. Najpierw mieliśmy do czynienia z wyjątkowo żarliwym dziennikarzem stacji Rossija 1, potem odezwali się przedstawiciele Dumy Państwowej, a na końcu cały przekaz klamrą spiął Dmitrij Miedwiediew. A przekaz jest czytelny: nie chcecie zgodzić się na wszystkie nasze warunki - będziecie mieć III wojnę światową. Następnie, ustami przewodniczącego Dumy nadali Rosjanie swoim groźbom nieco bardziej realny kształt. "Upomnimy się o Alaskę" - ogłosił rosyjski polityk, a w Waszyngtonie na pewno wszystkim ugięły się kolana...

Jest taki kraj, o którym ostatnio zrobiło się głośno dlatego, że dość odważnie zakomunikował Władimirowi Putinowi - "nie podobasz nam się". To Kazachstan. Prezydent Kasym-Żomart Tokajew najpierw zaproponował Unii Europejskiej, że pomoże z przezwyciężeniem kryzysu energetycznego,, a później, gdy Rosja zablokowała kazachski terminal, którym dostarczano ropę do Europy - zaordynował, by wyznaczyć trasę przesyłu energii z pominięciem terytorium rosyjskiego.

ALEXANDER NEMENOV/AFP/East News

Wydaje się, że Tokajew wie co robi, a do tego posiada być może gwarancje bezpieczeństwa kraju potężniejszego. Czyżby Chiny nie były tak świetnym sojusznikiem, jak sądzi Władimir Putin?

Czy świat powróci do normalności? Jeśli tak, to kiedy? A Ukraina? Co z Ukrainą? Pod warunkiem, że uda się podpisać satysfakcjonujący obie strony traktat pokojowy, jak duże czasu musi upłynąć, by otrząsnąć się po piekle zgotowanym przez Rosję?, Tam dalej trwa terror, a sami okupanci twierdzą, że wojna potrwa przynajmniej do grudnia.

Autor:
redaktor depesza.fm
Wydawcą depesza.fm jest Digital Avenue sp. z o.o.
Obserwuj nas na
Udostępnij artykuł
Facebook
Twitter
Następny artykuł